Przestraszeni jej raportem kongresmeni rozważają więc zablokowanie ekspansji chińskich firm telekomunikacyjnym, będących, jak twierdzą autorzy raportu, na usługach rządu w Pekinie. Te usługi pozwalały podobno na szpiegostwo przemysłowe, wojskowe oraz ułatwiały ataki hakerskie.
Chińczycy mają dobrą odpowiedź – całej ich ekspansji nie byłoby, gdyby nie pomoc amerykańskiego koncernu IBM. To jego specjalistom Huwaei płacił za szkolenia z technik sprzedaży i zarządzania oraz sprzedawał technologie. Dzięki nim Chińczycy mogli produkować to samo co konkurenci i to na dodatek taniej.
W całym tym wyścigu o największe zyski, większe przychody, podbijanie nowych rynków międzynarodowym koncernom oraz władzom państw, skąd pochodzą, umknęła, jak widać, istotna obserwacja – są rzeczy ważniejsze niż zysk, przychód i ciągły wzrost. Istnieje też jakiś interes narodowy. Nie da się go policzyć, oszacować i wycenić. Ale na pewno za rezygnację z niego trzeba będzie kiedyś zapłacić.
Dostrzegła to już Unia Europejska, bliżej interesując się praktykami rynkowymi Gazpromu, którego cenniki mają więcej wspólnego z geopolityką niż z rynkową wyceną surowca.
Powoli, ale jednak, rządy poszczególnych krajów sięgają po środki z arsenału interwencjonizmu gospodarczego. Francuzi ostatnio starali się zablokować sprzedaż aut firmy Kia, bo zagrażają produkcji ich fabryk. To nic innego jak powrót protekcjonizmu. Cofnięcie się w rozwoju wolnego handlu do epoki sprzed Rundy z Doha. W takiej atmosferze nawet Stocznia Gdańska mogłaby przetrwać. Choć to nielogiczne.