Nie chcemy Budapesztu w Warszawie

Premier Węgier, Viktor Orban szuka kozła ofiarnego, na którego mógłby zrzucić winę za niepowodzenie polityki gospodarczej. Orban winił za niepowodzenia MFW, teraz wini Unię Europejską

Publikacja: 16.10.2012 10:12

Nie chcemy Budapesztu w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Rząd węgierski intensywnie poszukuje powodu, który pozwoliłby mu kontynuować obecną „nieortodoksyjną" politykę ratowania gospodarki, która wyraźnie się nie sprawdziła. Polega ona na cięciach wydatków,utrzymaniu podatków obciążających najbogatsze branże, podatku bankowego, oraz w dużej mierze podporządkowuje bank centralny rządowym decyzjom.

Początkowo premier Viktor Orban upatrzył sobie Międzynarodowy Fundusz Walutowy,ale nie udało się zrzucić winy za niedogodności na tę instytucję.  Jednocześnie   przekonywał,że  gospodarka zarządzana przez jego rząd ma się znakomicie i  nie potrzebuje pomocy finansowej z zewnątrz, a jedynie ubezpieczenia „na wszelki wypadek", tak jak jest to w sytuacji Polski i  Elastycznej Linii Kredytowej MFW. I zaklinał wzrost gospodarczy przekonując,że wyniesie on grubo ponad 1 proc. PKB,podczas gdy właśnie jego nieortodoksyjna polityka doprowadziła do recesji  także „grubo" ponad jeden proc. (1,5).

Kiedy jednak ostatecznie   fundusz stracił cierpliwość i postanowił się bronić przed pomówieniami, a przedstawicielka MFW powiedziała,że  na Węgrzech niezbędne jest pobudzenie wzrostu, a nie dalsze cięcia, w tym między innymi emerytur przyszła kolej na Brukselę. Która naturalnie „domaga się cięć". Oczywiście nadal prognozy  Budapesztu są znacznie lepsze, niż wynika to z danych tym razem  unijnych.

Węgrzy dzisiaj jak powietrza potrzebują pieniędzy. Najczęściej, jako wartość „koła ratunkowego" wymienia  się przynajmniej 15 mld euro. W sytuacji,kiedy na rynkach    w przypadku tego kraju trudno jest znaleźć finansowanie , a jeśli już się znajdzie,jest bardzo drogie , pozostają tylko dwa źródła : MFW oraz Unia Europejska, które zresztą działają wspólnie. Z  funduszem  Węgrzy mają dzisiaj bardzo napięte stosunki. Misja negocjatorów wyjechała z Budapesztu,pozostawiając politykę  informacyjną  w rękach rządu,który sobie z przyjemnością pohulał, z zamieszczeniem we własnej prasie ogłoszeń piętnujących MFW włącznie.

Teraz minister finansów Gyorgy Matolcsy  przekonuje,że  bez   cięć  narzuconych przez Unię Europejską nie będzie możliwe sfinansowanie specjalnych kursów szkoleniowych dla nauczycieli. Bo jego szef , jak każdy polityk, ma ogromne  kłopoty z przyznaniem się do błędów. Ale Unia Europejska   tak jak MFW , w przypadku Węgier raczej zaleca pobudzanie gospodarki, niż jej duszenie.

Czyli „pudło" po raz kolejny. Ciekawe teraz, gdzie znajdzie  kolejnego kozła ofiarnego węgierski premier? Po dwóch niefortunnych wpadkach te poszukiwania stają się coraz trudniejsze. Europejski Bank Centralny ? To raczej niemożliwe, chociaż i z tą instytucją Viktor Orban ma na pieńku,ale EBC nie może nakazać  cięć,  o które potem mógłby być  obwiniany.

Chyba jednak pozostaje powrót do funduszu,chociaż sami Węgrzy tą rządową szarpaniną są już bardzo zmęczeni. I z pewnością bardzo dobrze,że nie mamy „Budapesztu w Warszawie". Chociaż to bardzo piękne miasto.

Rząd węgierski intensywnie poszukuje powodu, który pozwoliłby mu kontynuować obecną „nieortodoksyjną" politykę ratowania gospodarki, która wyraźnie się nie sprawdziła. Polega ona na cięciach wydatków,utrzymaniu podatków obciążających najbogatsze branże, podatku bankowego, oraz w dużej mierze podporządkowuje bank centralny rządowym decyzjom.

Początkowo premier Viktor Orban upatrzył sobie Międzynarodowy Fundusz Walutowy,ale nie udało się zrzucić winy za niedogodności na tę instytucję.  Jednocześnie   przekonywał,że  gospodarka zarządzana przez jego rząd ma się znakomicie i  nie potrzebuje pomocy finansowej z zewnątrz, a jedynie ubezpieczenia „na wszelki wypadek", tak jak jest to w sytuacji Polski i  Elastycznej Linii Kredytowej MFW. I zaklinał wzrost gospodarczy przekonując,że wyniesie on grubo ponad 1 proc. PKB,podczas gdy właśnie jego nieortodoksyjna polityka doprowadziła do recesji  także „grubo" ponad jeden proc. (1,5).

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację