No to jak jest naprawdę, pyta podatnik, lekko zdenerwowany. Ma powody, i do pytania, i do nerwów. Stadion kosztował co najmniej 1,6 mld złotych, a jak uwzględnić prace rozbiórkowe, ekspertyzy, projekt, to ze 2 miliardy. Wypada 50 zł na obywatela, 100 na podatnika PIT, 200 zł na rodzinę (w przybliżeniu). Ale nie tylko z tego powodu zaczyna go nosić. Podatnik jest coraz bardziej zdenerwowany, bo  z jednej informacji wynika, że roczny koszt utrzymania stadionu to 24 miliony złotych, a z drugiej, że 30 mln. Z jednej, że wynajęto jedną lożę na 65, a z drugiej, że zarezerwowano 30 procent. Z jednej, że do wynajęcia jest 8 tys. metrów powierzchni biurowej, a z drugiej , że 18 tysięcy. Jedno tylko wydaje się pewne, że nie wynajęto nawet metra, czemu jednak trudno się dziwić, bo do dziś ich nie wykończono. Jeśli tych metrów jest  8 tysięcy, to licząc po umiarkowanej stawce 40 zł za metr,  co miesiąc powinno być 320 tys. zł wpływów, a w rok 4 mln. Jak tych i innych wpływów nie ma i nie będzie, to każdy podatnik  co roku dopłaci jeszcze co najmniej 1 zł do dumy narodowej.

We wszystkich opisanych informacjach źródłami są ludzie odpowiedzialni za stadion – urzędnicy z ministerstwa sportu, Narodowego Centrum Sportu i spółki PL 2012. Wszystko to są instytucje państwowe, utrzymywane z pieniędzy podatników. Widać uznają, że dziennikarzom można wcisnąć cokolwiek.

Jeśli podatnik nie może dowiedzieć się nawet podstawowych faktów, to jeszcze trudniej mu sprawdzić efektywność wydawania publicznych pieniędzy. Teoretycznie stadion powinien przynosić 100 mln złotych zysku rocznie, żeby można było powiedzieć, iż inwestycja się opłacała. To oczywiście utopia. Podobnie jak trudno oczekiwać łatwo policzalnej w złotych efektywności inwestycji w  oświatę, służbę zdrowia czy administrację. Ale to nie oznacza, że może panować wolna amerykanka, każdy gada co chce, wydaje ile chce i wciska publiczności to, co chce. Szukałem ostatnio informacji na temat jak mierzyć efektywności inwestycji publicznych (nie tylko twardych, jak na przykład lotnisko czy droga), ale także generalnie nakładów na sferę budżetową . Jak mierzyć nakłady i efekty, jak porównywać alternatywne rozwiązania i ich skuteczność, jak oceniać sensowność wydawania pieniędzy publicznych.  I zaręczam państwu, na stronach instytucji publicznych i rządowych  Wielkiej Brytanii czy USA, na stronach ekonomicznych i think tanków,  można znaleźć dziesiątki  analiz na ten temat. W polskim internecie to rarytasy.