Jedenaście lat temu gospodarka była w gorszym stanie niż obecnie, choć nie było światowego kryzysu. Wystarczyło kilka lat kiepskiej koordynacji polityki ekonomicznej, aby sprowadzić gospodarkę z pułapu rekordowego wzrostu PKB o 7,5 proc. na wiosnę 1997 roku do stagnacji w końcu 2001 roku. Wtedy – gdy tempo wzrostu było śladowe i wynosiło 0,2 proc. – wicepremier Marek Belka, przejmując niepotrzebnie przechłodzoną gospodarkę, rzucił hasło „1-3-5" ? propos wzrostu PKB w kolejnych trzech latach. Przejmując od niego pałeczkę sterowania gospodarką, powiedziałem „3-5-7". I wskutek wdrażania „Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej" już w I kwartale 2004 roku PKB rósł o 7,0 proc. Taką jakościową zmianę sytuacji gospodarczej można było wtedy osiągnąć dzięki skutecznej polityce gospodarczej opartej na poprawnej teorii ekonomicznej. Czy jest to możliwe teraz?
Jak zwiększyć PKB o dwie trzecie
Prezydent Bronisław Komorowski zapytał grupę ekonomistów „Jak uruchomić nasze nowe czynniki rozwoju, aby Polska rosła w tempie co najmniej 4 proc. PKB średniorocznie w perspektywie lat 2014–2025?".
Polska ma wejść do strefy walutowej euro z realnym korzystnym kursem umożliwiającym konkurencyjność gospodarki. Powinno to nastąpić w roku 2018, ewentualnie rok wcześniej lub później
Skoro o to pyta, tym samym sygnalizuje, że uważa, iż jest to możliwe. I ma rację; teoretycznie jest to możliwe. Ale praktycznie – w obliczu istniejących realiów politycznych paraliżujących układ ekonomiczny – nie. Możliwe byłoby to wyłącznie w przypadku opracowania i konsekwentnego wdrażania autorskiego programu rozwoju, który zyskałby poparcie społeczne i któremu zapewniono by polityczne mechanizmy realizacji – podobnie jak działo się to w latach 1994-1997 w przypadku „Strategii dla Polski".
W latach 2014–2025 (ten rok jest na przeżycie; PKB wzrośnie na znikomą skalę, około 1,5 procent) kraj nasz stać na średnie roczne tempo wzrostu co najmniej 4 procent. Oznacza to w sumie, licząc procentem składanym, przyrost PKB o 60 procent. Zważywszy na spadek liczby mieszkańców, dałoby to prawie dwie trzecie więcej niż obecnie, co pociągnęłoby za sobą odczuwalną poprawę standardu życia społeczeństwa i dźwignęłoby międzynarodową pozycję Polski na wyższy poziom. Jednakże tak się nie stanie przy kontynuacji obecnej polityki. Choć ostatnio nieco skorygowana we właściwą stronę pod wpływem kryzysu i nacisków rynku, jest ona zasadniczo kontynuacją swoistej mieszanki nadwiślańskiego neoliberalizmu z elementami populizmu. Nie tędy droga. Wpierw zmienić musi się rządząca ekipa, aby zmieniły się priorytety i instrumenty polityki rozwojowej. Potrzebny jest nowy, zwarty program rozwoju, który w polskim interesie narodowym musi umiejętnie wykorzystać zbiegające się megatrendy współczesności: globalizację, systemową transformację, regionalną integrację oraz obecną fazę rewolucji naukowo-technicznej. Warto zarysować taką strategię.