Przekroczenie nakładów inwestycyjnych na budowę kopalni Sierra Gorda w Chile o ponad jedną trzecią to z pewnością woda na młyn dla pana przeciwników. Jak zbija pan argument o przewartościowaniu tej inwestycji?
Po pierwsze, nie nazywałbym tego przekroczeniem, tylko podwyższeniem nakładów. Każdy projekt jest obarczony ryzykiem. Estymacja nakładów na poziomie 2,9 mld dol. powstała na etapie studium wykonalności projektu. Takie studium jest z definicji obarczone ryzykiem, które oceniałbym jako przedział minus 15 do plus trzydzieści kilka procent.
Nasz projekt jest poniżej średniej, jeśli chodzi o wzrost kosztów tego typu inwestycji w Ameryce Łacińskiej. Wskaźniki opłacalności ekonomicznej wykazują, że Sierra Gorda to bardzo atrakcyjne przedsięwzięcie. Dość powiedzieć, że koszt wydobycia miedzi w Sierra Gorda to na początku 1,5 tys. dolarów za tonę, w miarę zagłębiania się odkrywki, to 2,2 tys. USD za tonę. Tymczasem koszt wydobycia tony miedzi w Zagłębiu Miedziowym w Polsce to 3 tys. USD za tonę. Innymi słowy Sierra Gorda w pierwszym okresie będzie produkować tonę miedzi dwa razy taniej niż robimy to w Polsce i to uwzględniając bonus w postaci wysokich cen srebra i złota.
Nawet, jak w przyszłości wzrosną koszty operacyjne (płace, energia) to projekt mieści się w pierwszej ćwiartce krzywej kosztowej projektów światowych. To oznacza, że nawet kiedy przyszłaby dekoniunktura na rynku miedzi, to kopalnia będzie wysoce opłacalna, zapewniająca wysokie marże.
Nakłady inwestycyjne są teraz szacowane na miliard dolarów więcej. Skąd pozyskacie tę różnicę?