Wieści, które nadchodzą z najbardziej rozwiniętych gospodarek świata, nie są optymistyczne. Rok 2013 zapowiada się gorzej, niż przewidywano. Wskazują na to dane dotyczące czwartego kwartału 2012 r. Strefa euro zanotuje spadek o 0,6 proc., podobnie jak „europejska lokomotywa", Niemcy. W Wielkiej Brytanii spadek wyniesie 0,3 proc., a w Japonii 0,1 proc. W USA gospodarka oceniana jest jako stagnacyjna, a odbicie jako rachityczne, mimo nieustannego pompowania pieniądza przez Fed. Ta sytuacja nie została jeszcze zdyskontowana przez rynki finansowe. Globalny indeks FTSE poszedł w górę aż o 12 proc. od połowy listopada ub.r. Rynki wydają się żyć w nierealnym świecie euforii wywołanej chwilowym uspokojeniem kryzysu w strefie euro w drugiej połowie 2012 i zapowiedzianą konsolidacją polityki finansowej oraz nadzoru bankowego. Wkrótce jednak zapewne otrzeźwieją i można się spodziewać ostrej jazdy w dół, co dodatkowo skomplikuje sytuację.

Niestety, kryzys cypryjski i szereg niezbyt zręcznych wypowiedzi nowego szefa eurogrupy, Holendra Jeroena Dijsselbloema odsłoniły kruchość porozumienia w sprawie europejskiej unii bankowej. Okazuje się, że stabilne finansowo filary eurolandu, przede wszystkim Niemcy, w oczekiwaniu na wrześniowe wybory, obawiają się przyjęcia stanowczego zobowiązania do rekapitalizacji zagrożonych banków nieszczęsnego Południa. Stawia to pod znakiem zapytania samą ideę unii bankowej i zapowiada kontynuację huśtawki europejskich nastrojów.

Fale, na których unosi się nasza polska łódka, są więc i pozostaną wzburzone. W tej sytuacji na pewno nie należy łódką kołysać, a utrzymywać stabilny kurs. Utrzymanie pozytywnego wzrostu w takim otoczeniu jest nie lada sukcesem. Trudno się też dziwić priorytetowi przyznanemu panowaniu nad deficytem finansów publicznych oraz rygoryzmowi nadzoru bankowego. Szczególnie istotne jest nasze stanowisko w sprawie przyjęcia euro. Polega ono z jednej strony na wielokrotnie powtarzanych deklaracjach wejścia do strefy, a z drugiej na konsekwentnym wstrzymywaniu się z realizacją tych obietnic. Mnożymy warunki, między innymi rezygnacji – w stosunku do nas – z ryzykownego i kosztownego „węża monetarnego", czyli wymogu utrzymywania kursu w określonych granicach. Taka dwoistość i niejednoznaczność sygnałów pozwala zachować twarz wobec gremiów europejskich, od których wiele zależy, i jednocześnie spokojnie korzystać z dobrodziejstw płynnego kursu w dłuższej perspektywie.

Andrzej K. Koźmiński jest prezydentem Akademii Leona Koźmińskiego