Twierdzeniu premiera, że „dotychczasowe osiągnięcia OFE, w tym poziom emerytur, jaki one gwarantują, w porównaniu z tym, ile pieniędzy zarobiły, są nie do zaakceptowania", przyświeca – moim zdaniem – tylko jeden cel: obrzydzenie Polakom otwartych funduszy emerytalnych.
Zyski OFE w rękach rządu
Maksymalny poziom opłat od składek i prowizji za zarządzanie, które pobierają PTE, jest określony ustawą. Dotychczas niemal wszystkie towarzystwa stosowały maksymalne poziomy tych obciążeń, ale trudno się na nie obrażać, skoro robiły to zgodnie z obowiązującym prawem.
Zamiast piętnować je za wysoki poziom dochodów, rząd, w drodze ustawy, powinien obniżyć dopuszczalne limity bardziej, niż zrobił to w 2010 r. Wtedy opłata od składki została ścięta z 7 do 3,5 proc.
Warto przypomnieć, że z tych 3,5 proc. w PTE zostaje ok. 2,5 proc., a prawie 1 proc. towarzystwa płacą innym instytucjom państwowym. Najwięcej, bo 0,8 proc., idzie do... ZUS za przekazanie składki do PTE, reszta do KNF i Rzecznika Ubezpieczonych.
Może być taniej
Zdecydowana większość obrońców filara kapitałowego nie sprzeciwia się dalszemu ograniczeniu przychodów PTE. Wiadomo, że ta część systemu emerytalnego mogłaby być tańsza. W efekcie także przyszłe emerytury mogłyby być istotnie wyższe.