Statystyki pokazują, że gospodarka odżywa. O ile w pierwszym kwartale nasz PKB wrósł o 0,5 proc., o tyle w drugim kwartale już o 0,8 proc. Trzeci kwartał też się zaczął nieźle, bo wszystkie wskaźniki – produkcja, sprzedaż, wynagrodzenia – wzrosły bardziej niż wszelkie oczekiwania. W efekcie część analityków rynku zaczęło nawet podnosić swoje prognozy dla wzrostu gospodarczego w Polsce.
Ale… Nie ma się co oszukiwać, to ożywienie jest zwyczajnie symboliczne. Oznacza tylko tyle, że mamy za sobą dołek spowolnienia gospodarczego, ale odzyskanie pełnych zdolności przez gospodarkę jeszcze potrwa, i to najprawdopodobniej dosyć długo.
Świadczyć o tym mogą chociażby informacje o wynikach największych firm w Polsce, tych, które tworzą giełdowy indeks WIG20. W ich przypadku drugi kwartał tego roku wciąż oznaczał miesiące niższych zysków niż rok wcześniej. Trudno więc z ich strony spodziewać się większej skłonności do inwestycji, a to właśnie większe inwestycje są jednym z koniecznych warunków, by powstało więcej miejsc pracy. Lepsza sytuacja na rynku pracy to nie tylko więcej pieniędzy w budżetach domowych, ale i większy optymizm, postrzeganie przyszłości jako bardziej spokojnej, stabilniejszej. I przełamanie obaw, że dzisiejsza konsumpcja, zaspokajanie swoich potrzeb związanych nie tylko z tymi podstawowymi potrzebami, ale tych bardziej wyrafinowanych, nie jest czymś niestosownym, czymś, co może zagrozić właśnie przyszłości.
Niestety, wiele wskazuje na to, że dziś możemy mówić o ożywieniu, ale takim rachitycznym, powolnym, ślamazarnym, statystycznym. Na to, by móc naprawdę się cieszyć i czerpać korzyści z rosnącej gospodarki, musimy poczekać jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy.