W celu podniesienia ich efektywności powstanie bowiem tzw. rejestr usług rozwojowych. Będzie to ogólnopolska baza podmiotów świadczących usługi szkoleniowe i edukacyjne finansowane z pieniędzy publicznych, w tym europejskich. Firmy, które będą chciały prowadzić szkolenia finansowane np. z programu "Wiedza, edukacja, rozwój", który zastąpi obecny „Kapitał ludzki" będą zobligowane do wpisania się do rejestru. Będą też audytowane, a uczestnicy szkoleń będą oceniali ich przydatność i skuteczność.
Wszystko po to by finansowane przez Unię spotkania były bardziej efektywne. Wprowadzając nowe rozwiązanie urzędnicy liczą też zapewne na to, że skończą się powszechne narzekania ekspertów, a i samych uczestników, że szkolenia dotowane przez Brukselę to nieefektywne przejadanie unijnych euro co najwyżej w efektownych wnętrzach i z wystawnymi obiadami.
Abstrahując od tych ocen, które w części przypadków są na pewno niesprawiedliwie, a w części w pełni uzasadnione to do inicjatywy, mimo że nakłada kolejne biurokratyczne obostrzenia (obowiązkowy rejestr) należy się odnieść pozytywnie. Chodzi przecież o poprawę powszechnie krytykowanego stanu rzeczy. Co prawda dojdzie zapewne do znacznego zawężenie grona firm szkoleniowych, mniej ekspertów i wykładowców zarobi to jednak cel jest szczytny. Nowe rozwiązanie ma zagwarantować, że wiedzę i umiejętności będą przekazywali najlepsi, a przede wszystkim to by uczestnicy spotkań finansowanych z programu X czy Y opuszczając dotowane szkolenie „coś" z niego wynieśli, najlepiej w postaci większych szans na zatrudnienie lub nowych umiejętności, a nie opowiadali potem, że co prawda szkolenie było bez sensu, ale za to się najedli.