Zgadzam się, że lista regulacji stale się wydłuża i w efekcie staje się coraz bardziej zawiła. To uzasadnia pytania, czy proste reguły nie byłyby skuteczniejsze. Ale odpowiedź wcale nie jest oczywista. Sądzę, że ostatecznie skończy się na tym, że skomplikowane regulacje zostaną wsparte jakimiś prostymi zabezpieczeniami. Innymi słowy, sektor bankowy będzie nosił zarówno szelki, jak i pasek.
Czy tym paskiem, który uzupełni regulacyjne szelki, może być na przykład rozbicie największych banków, jak rekomendował w ub.r. zespół ekspertów pod okiem gubernatora Banku Finlandii Erkkiego Liikanena?
Ten pomysł budzi wiele kontrowersji. W kontekście procedur likwidacyjnych dla bankrutujących banków, które mają stać się elementem unii bankowej w strefie euro, z pewnością warto go jednak rozpatrywać. Ale żeby wydać jednoznaczną opinię, czy taki podział banków byłby wskazany, czy nie, potrzebnych jest więcej analiz dotyczących sposobu jego przeprowadzenia, ewentualnych efektów itp.
Podziela pan obawy Jochena Sanio, byłego szefa niemieckiego nadzoru, że skoro dostosowanie się do wymogów Bazylei III będzie kosztowne, to zdołają to uczynić tylko największe banki, dzięki czemu staną się jeszcze większe?
Nie sądzę, aby tak się stało. Regulacje są tworzone z zachowaniem reguły proporcjonalności. To znaczy, że obciążają instytucje finansowe adekwatnie do ich wielkości. Niektóre przepisy siłą rzeczy nie dotyczą małych banków o nieskomplikowanej strukturze, bo nie prowadzą one działalności, którą przepisy mają regulować.
Gdy Komisja Europejska i MFW za warunek pomocy dla Cypru uznały konfiskatę części depozytów bankowych, wielu ekonomistów ostrzegało, że to podkopie zaufanie do całego europejskiego sektora bankowego. Wygląda na to, że tak się nie stało. Dlaczego?