Bodziuch: Czarna dziura w mBanku

Wydawało mi się, że nagrody typu „bank najbardziej przyjazny klientom" powinny do czegoś zobowiązywać.

Publikacja: 09.10.2013 11:35

Bodziuch: Czarna dziura w mBanku

Foto: materiały prasowe

Tymczasem historia jednego z klientów mBanku pokazuje, że nagrody sobie, a życie sobie. Zastanawiam się, dlaczego bank jest przyjazny posiadaczowi kredytu tylko wtedy, gdy czegoś od niego chce.

Ta historia pewnie nie wyszłaby na jaw, gdyby klient mBanku nie zapragnął pożyczyć pieniędzy u konkurencji. Zaczęło się od chęci podpisania aneksu do umowy o kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich. Od pewnego czasu polskie prawo daje posiadaczom kredytów walutowych możliwość spłacania rat w walucie zaciągniętego kredytu. Trzeba jednak podpisać aneks do umowy. Klient kredyt hipoteczny zaciągnął razem z rodzicami. Ponieważ mieszkają oni jednak w innym mieście, wystawili swojemu synowi notarialnie potwierdzone pełnomocnictwo do czynności bankowych związanych z umową kredytową. Na podstawie tego pełnomocnictwa zawarta została więc umowa o kredyt hipoteczny. Przy chęci podpisania aneksu w placówce banku okazało się, że pełnomocnictwa nie ma w dokumentach kredytowych, pomimo tego, że bank powinien posiadać skan dokumentu w swojej bazie. Tłumaczenie banku: musiało gdzieś zginąć.

Jak się okazało, to był dopiero początek kłopotów. Przywieziona przez klienta kopia pełnomocnictwa nie wystarczyła. I to nie ze względu na to, że była kopią, ale według bankowego prawnika pełnomocnictwo nie pozwalało podpisywać dokumentów. Problem w tym, że właśnie na podstawie tego dokumentu klient wcześniej podpisał dwa aneksy do zawartej z bankiem umowy. Obydwa wyszły jednak z inicjatywy banku.

Jakież różne może być postrzeganie prawa. Gdy bank chce podpisać aneks – nie ma problemu. Gdy klient chce to zrobić – takiej możliwości już nie ma. Efekt: konieczność uzyskania nowego pełnomocnictwa. Koszt: czas klienta i taksa notarialna. Jakby tego było mało, historia ma ciąg dalszy. Bank, który chciał udzielić kredytu naszemu bohaterowi, sprawdził jego historię w BIK-u. I tu kolejna niespodzianka. Mimo że kredyt w mBanku spłacany jest od 8 lat, w BIK-u brak o nim najmniejszej wzmianki. Dlaczego bank nie wzbogacił pozytywnej historii swojego klienta informacją o regularnym spłacaniu kredytu?

W związku z brakiem tych danych w BIK-u instytucja finansowa, w której klient ubiegał się o pożyczkę, poprosiła o dostarczenie opinii z mBanku na temat obsługi i braku zaległości w spłacie kredytu za cały okres. Z opinią nie ma problemu – dostarczona w ciągu jednego dnia. Niestety nie za darmo. Opłata za każde 12 miesięcy: 80 zł. Efekt: opinia jest. Koszt: czas i nerwy klienta oraz 720 zł, bo kredyt zaciągnięty był w 2005 r.

W sumie, jak się tak dobrze zastanowić, to w zasadzie po co mBank ma wysyłać informacje do BIK-u? Lepiej wystawić opinię. W końcu trzeba na czymś zarabiać... Przepraszam: na kimś.  A dokładnie – na klientach, dla których jest „najbardziej przyjazny".

- Ernest Bodziuch dziennikarz ekonomiczny Polsat Biznes

Tymczasem historia jednego z klientów mBanku pokazuje, że nagrody sobie, a życie sobie. Zastanawiam się, dlaczego bank jest przyjazny posiadaczowi kredytu tylko wtedy, gdy czegoś od niego chce.

Ta historia pewnie nie wyszłaby na jaw, gdyby klient mBanku nie zapragnął pożyczyć pieniędzy u konkurencji. Zaczęło się od chęci podpisania aneksu do umowy o kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich. Od pewnego czasu polskie prawo daje posiadaczom kredytów walutowych możliwość spłacania rat w walucie zaciągniętego kredytu. Trzeba jednak podpisać aneks do umowy. Klient kredyt hipoteczny zaciągnął razem z rodzicami. Ponieważ mieszkają oni jednak w innym mieście, wystawili swojemu synowi notarialnie potwierdzone pełnomocnictwo do czynności bankowych związanych z umową kredytową. Na podstawie tego pełnomocnictwa zawarta została więc umowa o kredyt hipoteczny. Przy chęci podpisania aneksu w placówce banku okazało się, że pełnomocnictwa nie ma w dokumentach kredytowych, pomimo tego, że bank powinien posiadać skan dokumentu w swojej bazie. Tłumaczenie banku: musiało gdzieś zginąć.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację