We wrześniu miałem okazję wygłosić w Budapeszcie prelekcję dotyczącą sytuacji na rynku walut Europy Środkowej. Naturalnie największym zainteresowaniem cieszyły się prognozy dla węgierskiego forinta i porównanie jego perspektyw do złotego. W związku z tym porównanie sytuacji gospodarki węgierskiej i polskiej było nieuniknione.
Naturalnie w obydwu przypadkach nastąpiło znaczące pogorszenie względem okresu sprzed globalnego kryzysu z 2008 r. Jednak od tego czasu kraje „dwóch bratanków" poszły dwoma skrajnie różnymi ścieżkami.
W Polsce poziom PKB po wyeliminowaniu inflacji jest obecnie ok. 25 proc. wyższy w porównaniu z początkiem 2007 r. Tymczasem na Węgrzech tak mierzony poziom zamożności społeczeństwa jest 15 proc. niższy.
Polska gospodarka wypada korzystnie nie tylko na tle Węgier czy przeżywających problemy krajów południa Europy. Ścieżka wzrostu we wspomnianym okresie prezentuje się u nas lepiej niż w jakimkolwiek kraju rozwiniętym. Sytuacja jest też bardziej korzystna niż w Meksyku, kraju często traktowanym jako nasz odpowiednik w Ameryce Łacińskiej.
Co więcej, w strukturze wzrostu nie ma symptomów jego niestabilności. W ciągu ostatnich pięciu lat jedynym komponentem, który odnotował spadek, były zapasy. Z jednej strony oznacza to mniejszy optymizm firm, z drugiej jednak stanowi pewien rezerwuar dla szybszego wzrostu w przyszłości, kiedy firmy będą owe zapasy odbudowywać.