Wytłumaczenie jest proste – kiedyś banki łowiły klientów w szybko powiększanych sieciach placówek – były w stanie zapłacić niemal każde pieniądze za lokal w odpowiednio uczęszczanym miejscu. Dzisiaj nie ma to sensu, ponieważ coraz więcej konsumentów, choć korzysta z usług bankowych, i to nawet dość intensywnie, to obywa się bez konieczności wizyt w oddziale – niemal wszystko można załatwić bez chodzenia do oddziału.
Banki próbowały też atakować konsumentów w centrach handlowych czy hipermarketach – można wyrobić specjalną kartę, ale dzisiaj to za mało. Skoro klienci traktują coraz częściej smartfony jako urządzenia niemal niezbędne do życia, to widać kolejne przykłady współpracy na linii operatorzy telekomunikacyjni–banki. Dla finansistów to możliwość dotarcia do klienta, dla telekomów szansa na sprzedaż kolejnych usług. Rynek telefonami jest już nasycony, ale na razie raczej nie jest zbyt popularne posiadanie kilku aktywnych aparatów.
Pośrodku będzie klient, który stopniowo będzie osaczany z każdej strony. W przyszłości bank będzie mu chciał sprzedać prąd, zaś dostawca gazu – pakiet danych. Coraz trudniej będzie się połapać, ile co kosztuje – wszystko będzie w pakiecie. A co dopiero uwolnić od natłoku informacji, już jest trudne. O ile niechciane maile, nawet nadchodzące dziesiątkami, można skasować, to nawet nieodebrany telefon od nachalnego sprzedawcy w sobotnie popołudnie potrafi popsuć nastrój. Trzeba się będzie przyzwyczaić albo wyłączać go na weekend.