Czy zbliża się kolejny światowy kryzys

Igrzyska w Rosji się skończyły. Rewolucja ukraińska zdaje się dobiegać szczęśliwego finału. Świat musi szukać innego straszaka. Nic nie nadaje się do tego lepiej niż wizja kolejnego światowego kryzysu.

Publikacja: 27.02.2014 11:34

Czy zbliża się kolejny światowy kryzys

Foto: Fotorzepa, Karol Zienkiewicz

Materiału do czarnych prognoz dostarczają informacje płynące z rynków wschodzących. Mamy tam wyraźne osłabienie kursów walut i bessę giełdową przy jednoczesnym znacznym pogorszeniu fundamentalnych wskaźników makroekonomicznych. BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny) nie są już taką potęgą jak kilka lat temu. Gospodarka Argentyny po raz kolejny znalazła się na krawędzi załamania. Skłania to część ekonomistów do lansowania tezy, że jest to przejaw kolejnej, trzeciej ?(po kredytowej i budżetowej), fazy światowego kryzysu. Faza ta potrwa kilka lat i na zasadzie sprzężenia zwrotnego uderzy w państwa rozwinięte, przede wszystkim ze względu na znaczne zaangażowanie ich banków w inwestycje na rynkach wschodzących.

Za wywołanie tego kryzysu wini się Stany Zjednoczone, które zmniejszają skalę drukowania pustego pieniądza (co prawda bardzo powoli), oraz państwa Unii Europejskiej, prowadzące zbyt rygorystyczną politykę monetarną. Uzasadnienie, jak  „krwiożerczy monetaryzm" wpływa na gospodarki rozwijające się, jest proste: mniej pieniądza oznacza mniejsze zaangażowanie na tych rynkach i prowadzi do nieuchronnego krachu finansowego oraz gospodarczego.

Jak zwykle w ogólnych teoriach dotyczących wszystkiego mamy tutaj pomieszanie faktów, obronę interesów, pobożne życzenia i cudowne lekarstwa. Prawdą jest, że dotychczasowe czynniki wzrostu w Chinach i Indiach, oparte na bardzo taniej sile roboczej oraz ekspansywnej polityce państwa, nieco się wyczerpały. Kraje te w niewielkim stopniu wykorzystały swój złoty wiek do zreformowania gospodarek. Natomiast bardzo szybki dotychczasowy rozwój musiał prowadzić do przegrzania mechanizmu gospodarczego. Korekta była nieunikniona.

Osłabienie wzrostu to jeszcze nie kryzys, choć skutki statystyczne mogą być zauważalne (spadek tempa wzrostu w Chinach z 9 proc. do, powiedzmy, 6 proc. zmniejsza wskaźnik światowy o 0,5 pkt proc.), a konsekwencje dla gospodarek rozwiniętych – negatywne. Podobnie pękanie bąbla spekulacyjnego spowoduje straty dla instytucji finansowych. Ale to one wywołały ten bąbel i przez lata czerpały z niego korzyści.

Proponowane lekarstwo, niedwuznacznie sugerujące powiększanie ilości pieniądza (domyślać się można, że po to, aby wpompowywać to w banki), jest gorsze od choroby. Powodowałoby – po krótkotrwałym chorobliwym pobudzeniu – przedłużenie obecnego kryzysu.

Prognozowanie, jak długo ów kryzys będzie trwał, zwłaszcza w wymiarze finansowym, ma naukowe podstawy, ale prawdopodobieństwo trafienia jest mniejsze niż w przypadku przewidywania, jaki wynik osiągnie Piotr Żyła w kolejnym skoku. Dlatego ze spokojem przyjmuję wypowiedzi, że z kryzysem będziemy mieli do czynienia jeszcze przez trzy, pięć, a może osiem lat. Zauważyć tylko mogę, że owe prognozy oparte są na dość krótkim, bo rocznym, szeregu danych. Skoro dopuszczamy taką metodę, równie dobrze możemy ekstrapolować dane dotyczące Polski oraz innych krajów Europy Środkowej. Wyniki będą zupełnie inne. Jeżeli do tego dołożymy hipotezę, że instytucje finansowe nauczyły się uwzględniać fundamenty makroekonomiczne, wyjdzie nam zgrabna teoria wskazująca, że tę część Europy kryzys ominie. Jest to hipoteza mocno naciągana, ale prawdopodobieństwo jej realizacji nie jest niższe od „teorii trzeciego etapu".

Dlatego nie bardzo boję się osłabienia dynamiki Chin, stagnacji w Indiach i recesji w Rosji. Umiarkowanie martwi mnie to, że kilka banków znów znajdzie się na skraju bankructwa. Jeżeli już coś spędza mi sen z powiek, to raczej to, że  2014 jest rokiem wyborczym. W wielu europejskich krajach politycy, zamiast zastanawiać się, jak usprawniać gospodarkę, będą się prześcigać w pomysłach, jak ją popsuć. Ale na politykę i demokrację sposobu nie ma. Alternatywa w postaci rządów Janukowycza czy Maduro wydaje się jeszcze gorsza.

Materiału do czarnych prognoz dostarczają informacje płynące z rynków wschodzących. Mamy tam wyraźne osłabienie kursów walut i bessę giełdową przy jednoczesnym znacznym pogorszeniu fundamentalnych wskaźników makroekonomicznych. BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny) nie są już taką potęgą jak kilka lat temu. Gospodarka Argentyny po raz kolejny znalazła się na krawędzi załamania. Skłania to część ekonomistów do lansowania tezy, że jest to przejaw kolejnej, trzeciej ?(po kredytowej i budżetowej), fazy światowego kryzysu. Faza ta potrwa kilka lat i na zasadzie sprzężenia zwrotnego uderzy w państwa rozwinięte, przede wszystkim ze względu na znaczne zaangażowanie ich banków w inwestycje na rynkach wschodzących.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację