Resort pracy zwołał w ubiegłym tygodniu specjalną konferencję prasową. Ogłosił: w lutym bezrobocie nie wzrosło – po raz pierwszy od 2008 r. Tyle tylko, że w kolejnych zdaniu trzeba dodać: bez pracy jest wciąż blisko 2,3 mln Polaków.
Wskaźnik bezrobocia wynosi 14 proc., prognozy mówią, że będzie oscylował wokół tej wartości. W najnowszym raporcie OECD o sytuacji gospodarczej Polski czytamy, że bezrobocie będzie się utrzymywać na obecnym poziomie. Wszystko to dzieje się w momencie, gdy „wyeksportowaliśmy" za granicę ponad 1,5 mln ludzi, głównie młodych, a wzrost gospodarczy wciąż jest na plusie i przyspiesza.
Co się stanie, gdy przyjdzie recesja? Co czeka nas, gdy jako społeczeństwo zaczniemy się gwałtownie starzeć? Czy na miarę naszych aspiracji i wyzwań jest poziom bezrobocia oscylujący wokół 12–14 proc.? Politycy i eksperci powinni krytycznie odpowiadać na te pytania, zamiast zachłystywać się tym, że dno, na którym byliśmy, jest daleko.
Dwie fale ?koniunktury
Kiedy spogląda się na statystyki bezrobocia po 1990 r., zaskakuje jedno. Utrzymuje się ono nieprzerwanie na dwucyfrowym poziomie. Wyjątkiem były dwa króciutkie okresy: maj–listopad 1998 r. oraz maj–grudzień 2008 r. Okresy te są silnie powiązane z poprzedzającą je nadzwyczaj dobrą koniunkturą. W 1997 r. wzrost gospodarczy przekroczył 6 proc., w 2007 zbliżył się do 7 proc. Mimo to musi dziwić, że notowany bez przerwy od ponad 20 lat wzrost gospodarczy nie wpływa trwale na poprawę sytuacji na naszym rynku pracy.
Trzeba oczywiście pamiętać, że musieliśmy restrukturyzować gospodarkę, na rynek pracy weszli ludzi urodzeni w tzw. powojennym wyżu demograficznym, firmy musiały nauczyć się działać w warunkach globalnej konkurencji, a oficjalny wskaźnik bezrobocia jest zawyżony tymi, którzy tkwią w rejestrach, bo zależy im na składce do NFZ, a nie na pracy. Nie są to jednak powody utrzymującego się nieprzerwanie wysokiego bezrobocia.