To skutek ogromnej podaży żywności. I tego, że jednocześnie rośnie grupa konsumentów stawiających sobie za cel ograniczenie zakupów – chcą walczyć z marnowaniem jedzenia.
W niemal każdej części rynku widać podział na różne segmenty. Najniżej jest oferta najtańsza – czyli dużo i często byle czego. Później – nawet kilka grup w stanach średnich, wreszcie segmenty premium czy nawet luksusowe. Szynka składająca się z mięsa, i to dobrej jakości, kosztuje 40 czy nawet więcej złotych za kilogram. To, co sprzedawane jest za połowę mniej, ma z pierwowzorem niewiele wspólnego.
Producenci jakoś muszą sobie z tym radzić i coraz częściej nawet wytwórcy produktów podstawowych inwestują w marketing. Starają się budować pozycję swojej marki. Wtedy łatwiej wepchnąć się na dobre miejsce na przepełnionej półce, a i można narzucić konsumentowi wyższą cenę. Magia reklamy zadziała?
Jeśli wszystko będzie dalej rozwijało się w tym kierunku, to już niedługo rozgorzeje walka reklamowa producentów ziemniaków czy cebuli. Wszystkie produkty będą popakowane w folię, bo na czymś logotypy trzeba będzie drukować. Ta wizja ziściła się już choćby w Wielkiej Brytanii – wszystko tam wygląda pięknie, ale po rozpakowaniu z folii kompletnie nie ma smaku.
Dlatego wolę siermiężnych producentów, którzy nie mają pojęcia o marketingu, a główną rekomendacją ich produktów jest po prostu fenomenalna jakość. Każdy ma przynajmniej kilka takich firm, na które trafił nie dzięki reklamie, ale poleceniu albo po prostu przypadkiem. Nie zmieniajcie się – ten apel kieruję zwłaszcza do piekarzy.