Krzanowski: Nie wyjdę z tak dużego rynku

Nowa ukraińska ekipa rządowa sporo zrobiła. Wprowadziła kodeks podatkowy i celny, zlikwidowała liczne możliwości optymalizacji podatkowych ?dla wybranych firm – twierdzi Jerzy Krzanowski, wiceprezes firmy meblarskiej Nowy Styl.

Publikacja: 15.05.2014 08:07

Nowy Styl ma cztery fabryki na Ukrainie i jedną w Rosji. Na były ZSRR przypada blisko jedna czwarta waszej sprzedaży. Jak mocno uderzył was kryzys na Wschodzie?

W ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku nasza sprzedaż spadła na Ukrainie w skali roku o 40 proc., a w Rosji o kilka procent. Plan zakładał, by spółka sprzedająca na Wschodzie miała 100 mln euro obrotów, z czego na Rosję przypadałaby połowa, a na Ukrainę 30 proc. Głównie za sprawą spadku wartości hrywny planu nie zrealizujemy. Tymczasem do tej pory szliśmy tam jak burza, a nasza sprzedaż rosła na Wschodzie średnio 20 proc. rocznie, szybciej niż gdziekolwiek indziej.

Czy w porównaniu z kryzysem z końca 2008 roku, który zmusił was m.in. do zwolnień grupowych, sytuacja jest poważniejsza?

Nie. Wtedy na Wschodzie w miesiąc, dwa straciliśmy połowę biznesu, w dużym stopniu za sprawą osłabienia się rubla czy hrywny. Dopiero po dwóch, trzech latach nasze obroty osiągnęły poziom sprzed kryzysu. Teraz na Wschodzie spadek mamy o kilkanaście procent. Choć mocno spadły przychody na Ukrainie, firma ma dodatkowe zyski. Kurs hrywny spadł bowiem o 20 proc. więcej niż rubla, a ponieważ sprzedajemy dużo na rynek rosyjski, zyskaliśmy na konkurencyjności.

Jakie polskie firmy znalazły się w najtrudniejszej sytuacji?

Duże straty ponoszą importerzy, ale najbardziej zagrożone są firmy, które całą produkcję wykonywaną na Ukrainie lokują w Rosji, korzystając z braku ceł. Przy możliwym ich wprowadzeniu albo – co gorsza – zablokowaniu granicy, nie będą miały co zrobić z towarem. Na Ukrainie w fabrykach w Charkowie i Połtawie wytwarzamy 4 mln krzeseł rocznie, mamy zakład w Tule niedaleko Moskwy, gdzie produkujemy komponenty i montujemy krzesła. Trwa rozruch zakładu w Biełgorodzie. Decyzja o budowie okazała się zbawienna, bo teraz nie musimy się bać zaburzeń na granicy ukraińsko-rosyjskiej.

Wasze ukraińskie fabryki znajdują się na terenach wschodnich zagrożonych niepokojami.

Do niepokojów, rozlewu krwi, dochodzi w Donbasie, w Odessie. W Charkowie, gdzie mamy fabryki, panuje spokój. Co jakiś czas pojawiają się niewielkie manifestacje, jednak dominują te za jednością Ukrainy.

Ma pan plan B, np. przewidujący wycofanie się z tego rynku?

Nie. Może w skrajnym wypadku zmienimy nieco model biznesowy i więcej będziemy sprzedawać stąd do Rumunii czy na Węgry albo produkować więcej komponentów dla polskiej fabryki w Krośnie, by wykorzystać moce produkcyjne. Nie wyobrażam sobie odpuszczenia tak dużego rynku. Wierzę, że interwencji rosyjskiej nie będzie.

Obawiam się jednak, że konsekwencje kryzysu będą długotrwałe. Owszem, zaufanie na Ukrainie do nas wzrośnie, bo Polska jej pomaga. Jednak w Rosji, która jest znacznie większym rynkiem, stracimy. Za sprawą nachalnej propagandy ludzie zaczynają wierzyć w szkolonych w Polsce bojowników. Tymczasem w Rosji biznes jest oparty na relacjach międzyludzkich budowanych przez lata. Prowadzi się go nie z firmami, ale z ludźmi. Człowiek dziś ma taką firmę, jutro inną, ale jest znany i zaufany. Nastawienie do Polaków się pogorszy, relacje biznesowe też.

Ukraina już teraz uchodzi za rynek ekstremalnie trudny. Korupcja, anachroniczne przepisy i nieprzewidywalność.

Korupcja to największy problem. Nie wspominam z sentymentem prezydenta Wiktora Janukowycza, bo za jego rządów osiągnęła niewyobrażalną skalę. W przetargach publicznych łapówki sięgały połowy wartości kontraktu. Aby więc mieć z czego zapłacić i jeszcze zarobić, firmy tworzyły kosztorysy zawyżone trzykrotnie. Oto przykład z naszej branży. Oferowaliśmy krzesełka na stadiony na Euro 2012 dla Lwowa i Kijowa po 40 euro, a wygrała oferta gorszej jakości produktów po ponad 60 euro.

Inna sprawa to działania urzędów skarbowych, które dostają zlecenie z centrali, że tyle i tyle mają ściągnąć pieniędzy. Pracownicy skarbówki chodzą potem po firmach i domagają się, by zapłacić awansem na poczet przyszłych podatków. I zaczynają się negocjacje. Ci, co czują się najbardziej zagrożeni, płacą najwięcej.

Bardzo ciężko odzyskać VAT z tytułu eksportu. Wiem, że firmy płacą łapówki sięgające nawet połowy należnej kwoty, byle tylko coś dostać. My zgodziliśmy się na obligacje państwowe, które zaraz potem ze stratą sprzedaliśmy. Skarżyliśmy nawet do sądu państwo za brak zwrotu VAT, ale co z tego, że wygrywaliśmy?

To jak tam prowadzić interesy?

Trzeba dostosować się do lokalnego rynku. Nie zatrudniamy na miejscu, podobnie zresztą jak w innych krajach, ani jednego Polaka. Biznes prowadzimy za pomocą naszych lokalnych partnerów. Jest ich pięciu, mają łącznie 50 proc. udziałów w spółce odpowiadającej za sprzedaż na Wschodzie, czyli także w Rosji. Zaczynali podobnie jak my od kilku tysięcy dolarów. Ich pierwszym biznesem był import zegarków z Węgier. Potem składali krzesła z importowanych części.

Czy spodziewa się pan poprawy otoczenia biznesowego?

Nowa ekipa rządowa sporo zrobiła. Wprowadziła nowy kodeks podatkowy i celny, zlikwidowała liczne możliwości ordynarnych optymalizacji podatkowych dla wybranych firm. Na granicy jest mniej korupcji. Jednak dla biznesu nadchodzą tu trudne czasy. PKB się kurczy. Sytuacja kraju jest tak trudna, że każdy rząd będzie musiał sięgnąć do kieszeni przedsiębiorców. I to w mało demokratyczny sposób. Spodziewam się więc jeszcze większych nacisków na urzędy skarbowe, by ściągały pieniądze.

Nowy Styl ma cztery fabryki na Ukrainie i jedną w Rosji. Na były ZSRR przypada blisko jedna czwarta waszej sprzedaży. Jak mocno uderzył was kryzys na Wschodzie?

W ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku nasza sprzedaż spadła na Ukrainie w skali roku o 40 proc., a w Rosji o kilka procent. Plan zakładał, by spółka sprzedająca na Wschodzie miała 100 mln euro obrotów, z czego na Rosję przypadałaby połowa, a na Ukrainę 30 proc. Głównie za sprawą spadku wartości hrywny planu nie zrealizujemy. Tymczasem do tej pory szliśmy tam jak burza, a nasza sprzedaż rosła na Wschodzie średnio 20 proc. rocznie, szybciej niż gdziekolwiek indziej.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację