Polisy od wielkiej wody

Ubezpieczyciele nie chcą przejmować ryzyka powodzi, a jeżeli już, to po bardzo wysokiej cenie. Można to zmienić, korzystając z doświadczeń… Karaibów.

Publikacja: 22.05.2014 06:59

Polska stosunkowo często doświadcza powodzi – większych bądź mniejszych, jak trwająca obecnie. Jednak dotychczas nie wypracowano efektywnego systemu zarządzania tym ryzykiem. Każda powódź kończy się mało wydajną pomocą państwa.

Rynek ubezpieczeń od powodzi nie rozwiąże problemu strat – obecnie praktycznie w Polsce nie istnieje. Przyczyny są dwie: ubezpieczyciele nie chcą przejmować tego typu ryzyka, a jeżeli się na to godzą, to po bardzo wysokiej cenie. Dzieje się tak, bo koszt utrzymania rezerw na wypadek katastrofy jest kilkakrotnie wyższy niż w przypadku innych rodzajów ryzyka, a popyt na te ubezpieczenia zbyt niski, aby zapewnić opłacalność tej linii produktów.

Jak ubezpiecza się świat

W świecie jest kilka modeli podejścia do zarządzania ryzykiem katastroficznym, przy czym niekoniecznie kraje rozwinięte przodują po względem efektywności. W Wielkiej Brytanii, we Włoszech czy w Niemczech rząd udziela pomocy finansowej ofiarom katastrof ad hoc (Niemcy w 2002 r. wydali na to 8 mld euro). Rodzi to sprzeciw dużej części społeczeństwa i zniechęca do ubezpieczenia (a tym samym szkodzi rynkowi ubezpieczeń). Jednocześnie zachęca to do osiedlania się na terenach zagrożonych.

W swoim czasie postulowano, aby w Polsce wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie powodziowe na wzór USA, Francji, Hiszpanii czy Szwajcarii. Jego powszechność rozwiązuje problem niskiego popytu. Pozostaje jednak kwestia wysokości składek.

Składki mogą być niższe, gdy dopłaca się do nich z pieniędzy podatników (jak na Florydzie) lub gdy obowiązkiem ubezpieczenia objęci są także ci, którzy na ryzyko powodzi narażeni są w bardzo niewielkim stopniu (jak we Francji). W tym drugim przypadku składki jednak niewiele różnią się od podatku na rzecz podmiotów bardziej zagrożonych. Sprawiedliwość tych rozwiązań jest więc dyskusyjna. Poza tym nie zawsze są efektywne.

I na Florydzie, i we Francji systemy ubezpieczenia obowiązkowego przynoszą wysokie straty. Musi więc do nich dopłacać rząd. Na dodatek cena ubezpieczenia jest na tyle niska, że i w USA, i we Francji liczba mieszkańców terenów zagrożonych wzrasta. Te mankamenty ubezpieczenia obowiązkowego są znane. To właśnie brak zgody na wykorzystywanie pieniędzy publicznych na pokrywanie dziury w systemie przyczynił się do upadku propozycji wprowadzenia takiego obowiązkowego ubezpieczenia w Niemczech.

Jak obniżyć składki

Obowiązkowe ubezpieczenie powodziowe może działać dobrze wtedy, gdy składki są mocno skorelowane z ryzykiem, gdy szkody w regionach najbardziej zagrożonych pokrywane są tylko częściowo, a ubezpieczyciele mają obowiązek reasekuracji 100 proc. ryzyka (jak w Hiszpanii). W warunkach polskich podobne rozwiązanie skutkowałoby bardzo wysokimi składkami odczytywanymi jako kara za osiedlanie się w pobliżu rzek, na co państwo swego czasu wydało zezwolenie.

Między innymi z tych powodów w USA testuje się wprowadzanie systemu ulg podatkowych dla zakładów ubezpieczeń oferujących ubezpieczenia katastroficzne, co pozwala im obniżyć składki. Polisy mogłyby mniej kosztować także wtedy, gdyby zakłady ubezpieczeń miały lepszy dostęp do kapitału poprzez korzystne kontrakty reasekuracyjne, tworzenie konsorcjów czy też sekurytyzację ryzyka. Powodzenie tych bardziej wysublimowanych metod zależy jednak od fazy rynku ubezpieczeniowego oraz od sytuacji na rynku kapitałowym.

Obecnie największe zainteresowanie wzbudzają innowacyjne projekty systemu finansowania strat katastroficznych w formie partnerstwa publiczno-prywatnego wdrożone np. w Meksyku czy na Karaibach. Rząd meksykański płaci składki ubezpieczeniowe spółce specjalnego przeznaczenia, w której ma udziały. Spółka ta sekurytyzuje ryzyko, wykorzystując tzw. obligacje katastroficzne, a w przypadku katastrofy dostarcza rządowi odpowiednio dużego kapitału. Takie rozwiązanie znacznie odciąża budżet.

Model karaibski – który okazał się bardzo efektywny – jest odmienny. 16 państw utworzyło tam zakład ubezpieczeń wzajemnych (spółka specjalnego przeznaczenia), wyposażając go w kapitał początkowy. Część ryzyka ubezpieczona jest tylko w tym zakładzie, a część poddana jest reasekuracji bądź sekurytyzowana przez kontrakty swapowe.

Ciekawą cechą tego rozwiązania jest to, że ubezpieczeni są bezpośrednio właściciele domów. Odszkodowania wypłacane są niezależnie od szkód, ale zależnie od siły żywiołu, co zachęca do podejmowania działań zapobiegawczych.

Warto dodać, że gdy rząd wnosi część kapitału początkowego, to z jednej strony chroni publiczne rezerwy przed wykorzystaniem na inne cele z przyczyn politycznych, a z drugiej – obniża koszty utrzymywania wysokich funduszy przez zakład ubezpieczeń, co pozwala obniżyć cenę polis.

Rozwiązanie karaibskie można dostosować do lokalnych warunków. Stronę publiczną można uczynić odpowiedzialną za promowanie i dystrybucję takiego ubezpieczenia oraz ostrożne subsydiowanie uboższych. Jeżeli w utworzoną spółkę specjalnego przeznaczenia zaangażują się prywatne zakłady ubezpieczeń, można wykorzystać ich potencjał doradczy m.in. w zakresie wysokości składek czy technik prewencji.

Jest też możliwość oddania części infrastruktury przeciwpowodziowej w zarząd spółce specjalnego przeznaczenia. Dbanie o infrastrukturę jest dla niej opłacalne, gdyż lepsza infrastruktura to niższe odszkodowania – w ten sposób można uniknąć zaniedbań. Polska dzieli się ryzykiem powodziowym z sąsiadami. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zarządzać nim transgranicznie i zwiększać potencjał takiego systemu poprzez włączenie np. Czech.

Autorka jest adiunktem w Katedrze Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego ?w Katowicach. Prowadzi badania ?nad systemami finansowania ryzyka katastroficznego

Polska stosunkowo często doświadcza powodzi – większych bądź mniejszych, jak trwająca obecnie. Jednak dotychczas nie wypracowano efektywnego systemu zarządzania tym ryzykiem. Każda powódź kończy się mało wydajną pomocą państwa.

Rynek ubezpieczeń od powodzi nie rozwiąże problemu strat – obecnie praktycznie w Polsce nie istnieje. Przyczyny są dwie: ubezpieczyciele nie chcą przejmować tego typu ryzyka, a jeżeli się na to godzą, to po bardzo wysokiej cenie. Dzieje się tak, bo koszt utrzymania rezerw na wypadek katastrofy jest kilkakrotnie wyższy niż w przypadku innych rodzajów ryzyka, a popyt na te ubezpieczenia zbyt niski, aby zapewnić opłacalność tej linii produktów.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację