Konkretnie od ostatniego kryzysu finansowego, który wywołał falę pytań o rolę nadzorów (głównie w bankach, ale nie tylko) i zwiększył oczekiwania wobec nich ze strony inwestorów i właścicieli.
Od tego czasu także w Polsce rady nadzorcze wychodzą z cienia. Co prawda nie na tyle jeszcze, by zmiany ich składu budziły tak dużo emocji jak roszady w zarządach, ale coraz częściej w obu przypadkach stoi za tym wsparcie łowców głów.
Wzrost popytu na ich usługi w doborze nadzoru spółek (także ze strony Skarbu Państwa) wynika z faktu, że rady stopniowo się profesjonalizują. Profesjonalistom zaś trzeba zapłacić.
Wyliczone przez „Rz" 105 tys. zł średniego rocznego wynagrodzenia członka rady nadzorczej dużej spółki może się wydawać sporą kwotą za kilka czy nawet kilkanaście spotkań w roku. Jak jednak podkreślają sami zainteresowani, dziś rada pracuje dużo więcej między posiedzeniami, tym bardziej że przybywa w niej komitetów (audytu, wynagrodzeń, strategii). ?Z kolei na tle zachodnich stawek polskie są mało atrakcyjne (dlatego jest tak niewielu cudzoziemców w nadzorach na GPW).
Czy to oznacza, że polskie rady są niedoceniane? Niekoniecznie. Punktem odniesienia nie są tu bowiem płace nadzorów na Zachodzie, ale polskich zarządów. Pobory członka rady wynoszą zwykle 1/10 do 1/6 wynagrodzenia w zarządzie. Jako główne źródło utrzymania to może niewiele, ale profesjonaliści łączą zwykle pracę w kilku radach ?(z korzyścią dla siebie i spółek).