Gdy jesienią ub.r. zostawał pan prezesem ING, część komentatorów wskazywała, że zmiana u sterów tej instytucji ma charakter symboliczny, zamyka okres zarządzania kryzysowego i rozpoczyna okres rozwoju. Ma pan wrażenie, że kieruje bankiem, który kryzys ma już na dobre za sobą?
I tak, i nie. Z jednej strony, restrukturyzacja grupy ING nie została jeszcze definitywnie zakończona. Wciąż posiadamy udziały w kilku spółkach ubezpieczeniowych, których sprzedaż była jednym z warunków zgody Komisji Europejskiej na udzielone nam w 2008 r. przed holenderski rząd wsparcie finansowe. W zeszłym tygodniu wprowadziliśmy na giełdę naszą europejską część ubezpieczeniową, NN Group. Musimy obniżyć nasz udział w NN poniżej 50 proc. do końca 2015 r, a do końca 2016 roku zakończyć sprzedaż pozostałych akcji.
Z drugiej strony, jeśli chodzi o działalność bankową, to jej restrukturyzacja – niewymagająca zresztą głębokich zmian - jest już za nami. Sprzedaliśmy ING Direct (bankowość detaliczna – red.) w USA i Kanadzie i tak jak wszystkie inne banki, w odpowiedzi na nowe regulacje poprawiliśmy współczynniki wypłacalności i płynności. A przy tym ciągle się rozwijaliśmy: w ostatnich trzech latach liczba naszych klientów wzrosła o 8 proc. Pod koniec marca ogłosiliśmy nową strategię dla banku – Think Forward, w której stawiamy na silny wzrost organiczny, innowacje, jakość relacji z klientami oraz jeszcze lepsze dopasowanie produktów i obsługi do ich potrzeb.
ING bez problemu zaliczy przegląd jakości aktywów i testy odporności (ang. stress tests) na ewentualne wstrząsy, które prowadzi Europejski Bank Centralny? Nie będzie zmuszony do pozyskania dodatkowego kapitału?
Wyniki przeglądu i testów EBC będą znane dopiero w październiku, ale jesteśmy pewni ich rezultatu. Bank Holandii też najwyraźniej jest tego zdania, bo zasygnalizował, że nie spodziewa się problemów w jakimkolwiek z holenderskich banków.