Reklama
Rozwiń
Reklama

Gdzie diabeł nie może, tam Gazprom pośle

Od lat specjaliści i publicyści zwracali uwagę, że rosyjskie koncerny energetyczne kontrolowane przez Kreml – przede wszystkim Gazprom – są instrumentem międzynarodowej polityki Rosji.

Publikacja: 17.09.2014 08:34

Gdzie diabeł nie może, tam Gazprom pośle

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Po aneksji Krymu Rosja próbująca przejąć kontrolę nad obwodami ługańskim i donieckim zyskała nowy instrument nacisku zarówno na Ukrainę, jak i na UE. To groźby ograniczenia lub wręcz wstrzymania dostaw gazu z Rosji.

Najnowszym sygnałem, że Kreml obok żołnierzy, artylerii i czołgów zaczyna stosować „broń gazową", jest ostatnie ograniczenie dostaw do Polski. Celem Gazpromu (Kremla) stało się uniemożliwienie tłoczenia tego paliwa z naszego kraju (i Niemiec) na Ukrainę. I wywarcie pośrednio nacisku na Kijów, by wyraził zgodę na stopniowe rozczłonkowanie terytorium poprzez stworzenie kontrolowanej przez Kreml enklawy na wschodzie. Zapytania PGNiG skierowane do Gazpromu o przyczyny ograniczenia nie spotkały się z zadowalającą odpowiedzią. Rosjanie twierdzą, że dostawy nie zostały zmniejszone.

Podobnie zachowuje się Rosja w sprawie wyjaśnienia, kto zestrzelił samolot malezyjski MH017. Zwala winę na władze ukraińskie, a zarzuty o udział armii rosyjskiej w walkach na wschodzie Ukrainy odrzuca.

Sankcje gospodarcze, nakładane stopniowo przez USA i UE na Rosję, zaczynają przynosić efekty. W rezultacie Kreml sięga po wypróbowane metody szantażu gazowego oraz po zawoalowane groźby militarne (Putin do Barroso: ?– Gdybym chciał, to w dwa tygodnie dojdę do Kijowa). Szantaż gazowy prawdopodobnie będzie się nasilał w miarę upływu czasu i zbliżania się zimy.

Jedynym sposobem na jego wyeliminowanie jest jedność UE w rozmowach z Gazpromem, zablokowanie budowy gazociągu South Stream, powrót do pomysłu budowy gazociągu Nabucco, podjęcie negocjacji wewnątrzunijnych nt. wspólnych zakupów gazu oraz uwolnienie eksportu gazu łupkowego przez USA. A także konsekwentne stosowanie trzeciego pakietu energetycznego w stosunku do rosyjskich koncernów. Dalsza integracja systemów przesyłu gazu w krajach UE też będzie pomocna.

Reklama
Reklama

Decyzja Gazpromu o ograniczeniu dostaw świadczyć może, że militarne rozwiązanie konfliktu na Ukrainie w opinii Kremla staje się albo zbyt kosztowne, albo za trudne. Nowa Komisja Europejska oraz nowy przewodniczący Rady Europejskiej będą niewątpliwie mieli pełne ręce roboty w nowym etapie konfliktu z Rosją.

Europa i Polska oraz nasze koncerny energetyczne nie będą mogły już nigdy polegać ani na umowach dotyczących dostaw nośników energii ze Wschodu, ani liczyć na poszanowanie i dotrzymywanie traktatowych i kontraktowych zobowiązań. To może w niedalekiej przyszłości zaowocować uniezależnieniem się od dostaw z Rosji – z pożytkiem dla nas wszystkich.

Hubert A. Janiszewski Ekonomista, członek PRB i rad nadzorczych spółek z GPW

Po aneksji Krymu Rosja próbująca przejąć kontrolę nad obwodami ługańskim i donieckim zyskała nowy instrument nacisku zarówno na Ukrainę, jak i na UE. To groźby ograniczenia lub wręcz wstrzymania dostaw gazu z Rosji.

Najnowszym sygnałem, że Kreml obok żołnierzy, artylerii i czołgów zaczyna stosować „broń gazową", jest ostatnie ograniczenie dostaw do Polski. Celem Gazpromu (Kremla) stało się uniemożliwienie tłoczenia tego paliwa z naszego kraju (i Niemiec) na Ukrainę. I wywarcie pośrednio nacisku na Kijów, by wyraził zgodę na stopniowe rozczłonkowanie terytorium poprzez stworzenie kontrolowanej przez Kreml enklawy na wschodzie. Zapytania PGNiG skierowane do Gazpromu o przyczyny ograniczenia nie spotkały się z zadowalającą odpowiedzią. Rosjanie twierdzą, że dostawy nie zostały zmniejszone.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Grawitacji nie ma!
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zbrojenia? Konkurencja, głupcze
Opinie Ekonomiczne
Henryk Zimakowski: Kiedy LOT odzyska samofinansowanie?
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Gospodarka, głupcze. Dwa lata od wyborów z 15 października
Opinie Ekonomiczne
Prof. Adam Noga: Ten Nobel z ekonomii był oczekiwany od dawna
Reklama
Reklama