Po aneksji Krymu Rosja próbująca przejąć kontrolę nad obwodami ługańskim i donieckim zyskała nowy instrument nacisku zarówno na Ukrainę, jak i na UE. To groźby ograniczenia lub wręcz wstrzymania dostaw gazu z Rosji.
Najnowszym sygnałem, że Kreml obok żołnierzy, artylerii i czołgów zaczyna stosować „broń gazową", jest ostatnie ograniczenie dostaw do Polski. Celem Gazpromu (Kremla) stało się uniemożliwienie tłoczenia tego paliwa z naszego kraju (i Niemiec) na Ukrainę. I wywarcie pośrednio nacisku na Kijów, by wyraził zgodę na stopniowe rozczłonkowanie terytorium poprzez stworzenie kontrolowanej przez Kreml enklawy na wschodzie. Zapytania PGNiG skierowane do Gazpromu o przyczyny ograniczenia nie spotkały się z zadowalającą odpowiedzią. Rosjanie twierdzą, że dostawy nie zostały zmniejszone.
Podobnie zachowuje się Rosja w sprawie wyjaśnienia, kto zestrzelił samolot malezyjski MH017. Zwala winę na władze ukraińskie, a zarzuty o udział armii rosyjskiej w walkach na wschodzie Ukrainy odrzuca.
Sankcje gospodarcze, nakładane stopniowo przez USA i UE na Rosję, zaczynają przynosić efekty. W rezultacie Kreml sięga po wypróbowane metody szantażu gazowego oraz po zawoalowane groźby militarne (Putin do Barroso: ?– Gdybym chciał, to w dwa tygodnie dojdę do Kijowa). Szantaż gazowy prawdopodobnie będzie się nasilał w miarę upływu czasu i zbliżania się zimy.
Jedynym sposobem na jego wyeliminowanie jest jedność UE w rozmowach z Gazpromem, zablokowanie budowy gazociągu South Stream, powrót do pomysłu budowy gazociągu Nabucco, podjęcie negocjacji wewnątrzunijnych nt. wspólnych zakupów gazu oraz uwolnienie eksportu gazu łupkowego przez USA. A także konsekwentne stosowanie trzeciego pakietu energetycznego w stosunku do rosyjskich koncernów. Dalsza integracja systemów przesyłu gazu w krajach UE też będzie pomocna.