Po odłączeniu od Wielkiej Brytanii, Szkocja musiałaby stawić czoła wielu wyzwaniom. Nie jest jednak skazana na porażkę. W długim terminie o sukcesie gospodarczym zadecydowałyby reformy gospodarcze, a nie brak funta czy ucieczka banków komercyjnych ze szkockiego rynku. W tym celu Szkoci musieliby zmienić swój plan gospodarczy, który zakłada silne zwiększenie wydatków publicznych.
Już 18 września Szkoci zadecydują o ewentualnym zerwaniu trwającej 307 lat unii z Wielką Brytanią. Jeszcze w styczniu br. zwolenników pozostania w Zjednoczonym Królestwie było prawie dwa razy więcej niż przeciwników. Jednak od kilku miesięcy przybywa sympatyków separacji. Szóstego września YouGov opublikował przełomowy sondaż, według którego 51 proc. ankietowanych Szkotów opowiedziało się za odłączeniem, a 49 proc. za pozostaniem, wyłączając głosy niezdecydowane.
Następne badania opinii publicznej pokazywały ponownie minimalną przewagę osób opowiadających się za pozostaniem. Jednak różnica zawsze oscylowała na granicy błędu statystycznego.
Dzień pierwszy
Według szacunków rządu szkockiego, po odłączeniu się Szkocja z 5,3 mln ludności byłaby 14. najbogatszym krajem na świecie per capita (awans z obecnego 18. miejsca Wielkiej Brytanii). Gospodarka – 194 mld dol. – uplasowałaby Szkocję na 47. pozycji na świecie, przejęłaby 90 proc. złóż ropy naftowej z Morza Północnego, obecnie należących do Wielkiej Brytanii.
Przyjęcie Białej Księgi skutkowałoby szybką eksplozją wydatków publicznych, zwiększeniem deficytu oraz długu publicznego