Najpierw centrala związkowa CGIL opublikowała raport „Biedne pensje" wyliczający, że przeciętny pracownik we Włoszech musiałby pracować 225 lat, aby zarobić tyle, ile w ciągu roku otrzymują najlepiej opłacani menedżerowie. Rozpiętość 2700 do 1 jest rzeczywiście duża, większa nie tylko od dystansu, jaki dzieli Himalaje od Morza Martwego, ale też od rozpiętości płac w sektorze produkcyjnym w słynących z liberalizmu Stanach Zjednoczonych. Tam bowiem, według raportu serwisu PayScale, Michael Duke, prezes największej sieci sklepów Walmart (2,2 mln zatrudnionych), zarobił 1034 razy więcej niż szeregowy pracownik. Ten ostatni musiałby pracować tylko 80 lat, aby dorównać w zarobkach prezesowi. Zresztą dochody Michaela Duke'a (banalne 4 703 476 dolarów rocznie) są daleko w tyle za dochodami prezesów banków; Lloyd Blankfein ?z Goldman Sachs zarobił ?23 mln dolarów (żeby mu dorównać, trzeba by pracować 400 lat).
Górną granicę dochodów, 600 tys. juanów, czyli ok. 95 tys. dolarów, chcą wprowadzić Chiny, choć pensje bankowców są tam doprawdy głodowe. Prezes największego banku świata, państwowego Industrial & Commercial Bank of China, Jiang Jianqing zarobił tylko 327 tys. dolarów (2 proc. tego, co dostał jego amerykański odpowiednik).
Jeszcze dalej chciałby pójść szef OPZZ Jan Guz. Ostatnio zgłosił propozycję ograniczenia zarobków szefów firm prywatnych do ośmiokrotności pensji najsłabiej wynagradzanych pracowników. Jest liberalny i zgadza się, aby szef zarabiał nawet 50 tys. zł miesięcznie, ale tylko wtedy, gdy najpierw podniesie najniższe pensje w swoim zakładzie do 6 tys. zł. Biorąc pod uwagę zarobki prezesów banków (Luigi Lovaglio z Pekao SA – 8,3 mln zł) i firm produkcyjnych (Janusz Filipiak, Comarch ?– 8 mln zł, a w 2012 roku 12,36 mln zł) redukcja byłaby 25-krotna.
Społeczna presja na ograniczanie zarobków menedżerów w firmach prywatnych jest dość duża i przynosi pewne skutki. Są one widoczne bardziej w kwestii jawności (całkowita jawność w Stanach Zjednoczonych), choć wprowadzane są też pewne limity w stosunku do bankowców w UE (premia w bankach ograniczona ?do podwójnej wysokości stałego komponentu wynagrodzenia).
Limity te są równie dotkliwe jak sankcje nakładane na Rosję, bo wprowadzenie faktycznego pułapu wynagrodzeń jest dość trudne i ekonomicznie wątpliwe. Wskazuje na to doświadczenie sektora publicznego. W Polsce w spółkach Skarbu Państwa mamy granicę sześciokrotności przeciętnej płacy, a w spółkach samorządowych – czterokrotności, ale rozśmieszyłby mnie ten, kto by twierdził, że owych limitów nie można obejść i że są one skrupulatnie przestrzegane. Zresztą dla większości szefów praca na państwowym jest czasem oczekiwania na atrakcyjne propozycje z sektora prywatnego (Janet Yellen, szefowa Fedu, zarabia tylko 199 700 dolarów, czyli mniej niż 1 proc. tego, co prezesi banków komercyjnych).