Auta elektryczne mogą być hitem w niektórych miastach, a nawet w takich stanach, jak Kalifornia, czy lokalnym folklorem, jak w Paryżu. Poważnym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że ekologiczny napęd w motoryzacji odniósł sukces.
Koncerny motoryzacyjne wydały już miliardy dolarów, ale auta z elektrycznym napędem nadal są drogie i raczej pozostają ekstrawagancją, niż powszechnym środkiem poruszania się po miastach. Sporo optymizmu tchnęło w rynek włączenie się bawarskiego koncernu BMW, który wyprodukował i z powodzeniem sprzedaje elektryczny model i3 i pewnie z porównywalnym sukcesem będzie sprzedawał i8. Niektóre bogate miasta europejskie polubiły te auta, z pewnością Szwajcarzy, dla których staniały one z powodu drogiego franka.
BMW pozostaje marką premium, a miasta ,żeby oczyścić powietrze potrzebują marek masowych.
Nie potwierdziły się do końca optymistyczne „elektryczne" prognozy prezesa Renaulta/Nissana, Carlosa Ghosna, który wprawdzie zawojował Norwegię, zwłaszcza Oslo. Nissan i Renault zarabiają pieniądze, ale nie na napędzie elektrycznym, na który silniki tradycyjne jeszcze muszą pracować.
Także w Polsce, gdzie narzekamy na kiepską jakość powietrza programy wspierania rozwoju flot aut elektrycznych jakoś nie mogą ruszyć z miejsca. Ładowarki do samochodowych baterii, to nadal rzadkość. Kilka firm kupiło sobie po jednym egzemplarzu, dokupiły do tego auto i prezesi chętnie chwalą się tym przed gośćmi.Miasta, które chcą pokazać jak bardzo są ekologiczne i chcą wygrać w rywalizacji z innymi zapewniają, że mają plany takich Zakupów. Na razie to wszystko.