Wiedzą bowiem, że najwięcej pieniędzy zostawiają w galeriach klienci w największych aglomeracjach. W małych miastach kwoty na paragonach są zwykle znacznie niższe.
Warto pamiętać, że najemcy płacą za sklepy m.in. w zależności od obrotów, dlatego także w interesie właściciela centrum handlowego jest, aby odwiedzających nie brakowało. Zanim więc deweloperzy rozpoczną inwestycję, skrupulatnie badają, jaki zasięg może mieć planowany obiekt, czyli ile tysięcy osób – nie tylko z najbliższych osiedli, ale także mieszkających w promieniu 20–30 km – to potencjalni odwiedzający centrum. Szczególnie cenne są rodziny z dziećmi, bo mają największe wydatki.
Deweloperzy wiedzą, że klienci lubią nowości i wygodę. Jeśli zatem widzą białą plamę do zagospodarowania w dużym mieście, robią to, nie oglądając się na konkurencję. Tak dzieje się na warszawskiej Białołęce. Mieszkańcy z północnych okolic Warszawy latami odwiedzali głównie centra handlowe na Targówku, m.in. z myślą o nich rozbudowywane. Dlaczego mieliby jednak nadal tam jeździć, skoro w połowie drogi powstanie centrum nowej generacji?
Czy podbije ono ich portfele? Na jak długo? Czy kiedyś wrócą do ulubionych sklepów dalej od domu? Nad tym głowią się marketingowcy. Bo znane sieci modowe, bary i restauracje to już za mało, aby utrzymać klientów. Nie wystarczą też noce zakupów z rabatami. Dziś – jak twierdzą eksperci od zarządzania galeriami – „najważniejsze jest bycie blisko klienta". Dobry dobór najemców i zróżnicowana oferta nie zagwarantują sukcesu, gdyż wszystko można zamówić przez internet. Eksperci z firmy Savills podkreślają, że aby klient przyjechał do galerii, trzeba „być dla niego jak przyjaciel, którego towarzystwo jest pożądane".
Klienci nie przychodzą do centrum handlowego jedynie na zakupy. O tym muszą pamiętać ci, którzy chcą podbić ich portfele.