Przykładowo, świetnie w tym roku sprzedają się ponad 50-calowe telewizory czy komputery stacjonarne, które pełnią rolę najlepszych konsol do gier. Spore ożywienie widać też na rynku samochodów, od stycznia do lipca ich sprzedaż wzrosła o 4,1 proc., a w samym lipcu – o ponad 10 proc.
Powoli więc można mówić o boomie na dobra trwałego użytku. Zresztą potwierdzają to badania koniunktury konsumenckiej prowadzone przez GUS. Polacy w coraz mniejszym stopniu obawiają się pogorszenia swojej sytuacji finansowej, a skłonność do dokonywania ważniejszych zakupów rośnie (wskaźnik ten jest obecnie najwyższy od 2010 r.). Dla gospodarki i przedsiębiorstw nie ma lepszej informacji. Konsumenci zasobni w gotówkę, ufni w przyszłość są po prostu wartością bezcenną. Teraz trzeba jednak – parafrazując reklamę piwa – pilnować, by tej wartości nie zmarnować.
Chodzi o nadchodzące wybory parlamentarne i pojawiające się fundamentalne pytanie, jaką politykę gospodarczą będzie realizował następny rząd. O programie PO nic nie wiemy, bo na przedstawienie swoich propozycji partia ta niefrasobliwie czeka do września. Za to program PiS zakłada silne wsparcie właśnie konsumpcji Polaków, poprzez zwiększenie zasobności ich portfeli (wyższa kwota wolna od podatku, zasiłki na dzieci). BNP Paribas oszacował ostatnio, że zwiększyłoby to popyt konsumpcyjny o 2,5 proc., a PKB o 1 proc. Pytanie jednak, czy inne elementy programu PiS nie zniechęciłyby polskich firm do aktywności, co w dłuższym okresie wyszłoby nam wszystkim bokiem.