Halesiak: Unia potrzebuje zmiany paradygmatów

Priorytetem powinno być definiowanie i obrona interesów Unii jako całości wobec reszty świata. Przesunięcie uwagi na zagadnienia globalne wymaga częściowej deregulacji wewnątrz UE, by zostawić więcej miejsca na działania na poziomie krajowym.

Publikacja: 25.09.2024 05:10

Komisja Europejska

Komisja Europejska

Foto: Bloomberg

Unia Europejska od początku swojego istnienia była projektem wyjątkowym. Stworzyła fundamenty pokoju i stabilności w Europie, której mieszkańcy przez wieki zmagali się z konfliktami zbrojnymi. Wspólnota, początkowo zawiązana wokół celów gospodarczych, szybko przerodziła się w projekt polityczny mający na celu promowanie integracji, demokracji oraz konwergencji społeczno-gospodarczej.

Z perspektywy lat wydaje się, że Unia odegrała kluczową rolę w umacnianiu pokoju i dobrobytu w regionie. Jednak to, co zapewniło sukces w przeszłości, nie gwarantuje go w przyszłości. Kluczem do długofalowego sukcesu UE – a być może nawet jej przetrwania – będzie zdolność do adaptacji, ewolucji i reagowania na globalne oraz wewnętrzne wyzwania.

Od 2008 roku UE jest w swego rodzaju permanentnym kryzysie i nowych rozwiązań wprowadzanych w stosunkowo krótkim czasie jest zbyt dużo. Tymczasem inny z architektów integracji europejskiej, Jacques Delors, już na początku wieku ostrzegał, że równoczesne rozszerzanie i pogłębianie UE może prowadzić do rozwodnienia europejskiego projektu

Wyzwania zmieniającego się świata

Jednym z dokumentów, który ma wskazywać kierunki adaptacji, jest opublikowany niedawno raport, sygnowany przez Mario Draghiego dokument o konkurencyjności UE. Choć ta perspektywa wydaje się być słuszna – konkurencyjność skupia w sobie wiele różnorakich aspektów – to takie podejście nie wyczerpuje wszystkich istotnych kwestii. W globalnym kontekście przyszłość Unii, a w szczególności dobrobyt jej obywateli, zdeterminowane zostaną szeregiem zjawisk, które zmieniają reguły gry. Unia musi się dostosować.

Pierwszym istotnym czynnikiem jest demografia. Europa jest najstarszym kontynentem. Już wkrótce co czwarty obywatel UE będzie miał 65 lub więcej lat, a w 2050 roku udział 65- i więcej latków zbliży się do 30 proc.

To jeden z powodów, dla których udział i znaczenie UE w świecie maleje i będzie maleć. Obecnie UE stanowi 5,5 proc. globalnej ludności i 15 proc. globalnego PKB (w parytecie siły nabywczej), ale projekcje wskazują, że w 2050 r. będzie to już odpowiednio 4,5 proc. i niespełna 10 proc. Jest to ważne z wielu powodów, np. potencjału obronnego, ekonomicznego, ale także ze względu na fakt, że starzejące się społeczeństwa są z reguły konserwatywne w swoich wyborach, starają się raczej bronić tego, co jest, niż wybiegać w myśleniu i działaniach w przyszłość.

Czytaj więcej

Mario Draghi ostrzega przed „powolną agonią” UE. Proponuje wielki plan inwestycyjny

W kontekście demografii dla Europy istotne jest też to, co dzieje się na sąsiadującym z nią kontynencie afrykańskim: doświadcza on eksplozji demograficznej – dziś połowa ludności tego kontynentu nie ma jeszcze 20 lat, a według prognoz ONZ do 2050 r. populacja wzrośnie tam o ponad miliard. Ten dynamiczny rozwój połączony z niestabilnymi warunkami klimatycznymi może wywołać trwałą presję migracyjną, której naturalnym kierunkiem wydaje się być Europa.

Drugim istotnym wyzwaniem jest ograniczona suwerenność surowcowa i technologiczna. Unia w bardzo dużym stopniu uzależniona jest od surowców mineralnych i energetycznych pochodzących z importu. W przypadku tych drugich w blisko 60 proc. I choć po 2022 r. radykalnie spadło uzależnienie od Rosji, ale zastąpiły ją w dużej mierze kraje Azji Centralnej, Bliskiego Wschodu i Afryki, w tym wiele zaliczanych do grupy podwyższonego ryzyka. To często autorytarne reżimy. Niektóre z nich zagrożone konfliktami zbrojnymi czy zamachami terrorystycznymi. Nie można też zapomnieć o ryzykach związanych z transportem tych surowców, chociażby w związku z narastaniem napięć na niektórych szlakach żeglugowych.

Suwerenność Unii jest coraz mniejsza także w odniesieniu do technologii, np. wiele kluczowych komponentów (m.in. półprzewodniki czy niektóre substancje farmaceutyczne) produkowanych jest dziś poza kontynentem. Rosną także zagrożenia w obszarze obronności, szczególnie w kontekście konfliktu na wschodniej granicy UE oraz niepewności co do przyszłości transatlantyckiej współpracy w obliczu możliwych zmian politycznych w USA. W ich tle jawi się także pytanie o chęć pełnienia w przyszłości przez USA roli dostawcy globalnych usług publicznych, w tym w szczególności zapewniania swobody i bezpieczeństwa żeglugi.

Pozostając przy technologii, szerszym wyzwaniem jest nowy międzynarodowy podział pracy – kraje wschodzące z różnych części świata coraz częściej z powodzeniem wykorzystują postęp technologiczny, by przyciągać najbardziej produktywne i dobrze płatne miejsca pracy do siebie. UE może być więc narażona na stopniową erozję przeciętnej ich jakości, a w konsekwencji na ubożenie.

Zbyt szybko i za daleko posunięta integracja zmusza do rezygnacji albo z państw narodowych (lub przynajmniej znacznego ograniczenia ich roli), albo demokracji (rozumianej jako rozbieżność poglądów na kluczowe kwestie społeczno-gospodarcze)

Nierozwiązany trylemat Unii

W ciągu ostatnich trzech dekad UE przeszła przez szereg transformacji: wprowadzenie euro, rozszerzenie o 13 nowych państw, brexit, pandemię Covid-19, aż po wojnę w Ukrainie. Zmiany te wywoływały liczne kryzysy. To rzecz w UE na pozór pożądana – jeden z jej założycieli, Jean Monnet, mawiał wręcz: „zawsze wierzyłem, że Europa będzie budowana poprzez kryzysy, i że będzie sumą ich rozwiązań”.

Problem polega jednak na tym, że od 2008 roku UE jest w swego rodzaju permanentnym kryzysie i tych nowych rozwiązań wprowadzanych w stosunkowo krótkim czasie jest zbyt dużo. Tymczasem inny z architektów integracji europejskiej, Jacques Delors, już na początku wieku ostrzegał, że równoczesne rozszerzanie i pogłębianie UE może prowadzić do rozwodnienia europejskiego projektu. Złożoność i wielowarstwowość procesu integracji sprawiają, że całość staje się coraz trudniejsza do manewrowania, zwłaszcza w obliczu zewnętrznych wstrząsów.

Jak się wydaje, do miejsca, w którym znajduje się dziś UE, bardzo dobrze odnosi się zdefiniowany przez prof. Daniego Rodrika tzw. trylemat globalizacji. Jego teza mówi, że nie da się jednocześnie osiągnąć trzech celów: hiperglobalizacji, suwerenności narodowej oraz demokracji. Z perspektywy UE oznacza to, że zbyt ścisła integracja gospodarcza, przy jednoczesnym utrzymaniu państw narodowych i demokracji, jest niemożliwa. Z któregoś z celów trzeba zrezygnować.

Czytaj więcej

Piotr Arak: Super Mario tym razem nie uratuje Europy

To, co się obecnie w UE dzieje, to swego rodzaju praktyczne odzwierciedlenie tego trylematu – zbyt szybko i za daleko posunięta integracja zmusza do rezygnacji albo z państw narodowych (lub przynajmniej znacznego ograniczenia ich roli), albo demokracji (rozumianej jako rozbieżność poglądów na kluczowe kwestie społeczno-gospodarcze). Objawia się to kryzysem wszystkich trzech elementów: integracja coraz częściej pozostaje na papierze (problemy z implementacją), demokracja musi mierzyć się z narastającymi zapędami autokratycznymi, a państwa narodowe niebezpiecznie zmierzają w niektórych krajach w kierunku form nacjonalistycznych.

Współczesne napięcia wewnętrzne UE mogą prowadzić do narastających problemów. Brak politycznej integracji powoduje, że liderzy poszczególnych krajów wciąż kierują się lokalnymi interesami, które często są sprzeczne z ogólnoeuropejskimi celami. To nie tylko utrudnia wdrażanie wspólnych rozwiązań, ale też podważa zaufanie obywateli do europejskich elit, co może prowadzić do wzrostu nastrojów eurosceptycznych; sytuacji, w której obywatele UE zaczną koncentrować się na tym, czego Unia nie dostarcza, lub obwiniać ją za to, czego nie dostarczają ich rządy. Tym bardziej że w percepcji większości Europejczyków „Europa” (UE) nie jest domeną ich kluczowej identyfikacji, a bardziej manifestacją wygody – jeśli w ich postrzeganiu (na które w niektórych krajach silnie próbuje oddziaływać prorosyjska propaganda) przestanie być użyteczna, może zostać zanegowana.

Fakt, że Unia jest w stanie permanentnego kryzysu, sprawia także, że koncentruje się na aspektach wewnętrznych, odwracając równocześnie uwagę od międzynarodowej sceny, gdzie zachodzą procesy, które być może zadecydują o jej przyszłości. Grę na międzynarodowej arenie utrudnia także fakt, że jest ona wciąż prowadzona głównie na poziomie poszczególnych krajów, które dbają raczej o swoje własne, a nie unijne interesy.

Warto jeszcze zauważyć inny wewnętrzny problem, tzw. tłustych kotów. Skostniałe elity biznesowo-polityczne skupione wokół wciąż silnie obecnych w wielu krajach UE tradycyjnych sektorów koncentrują się raczej na obronie swoich interesów, a nie promowaniu nowych, rozwojowych obszarów. Wszystkiemu co nowe, trudno przebić się w takich uwarunkowaniach, w efekcie kreatywna destrukcja występuje na znacznie mniejszą skalę niż chociażby w USA.

Jednym z priorytetów UE powinno być inicjowanie działań mających na celu pokojowe ukształtowanie nowego ładu międzynarodowego, uwzględniającego rosnącą rolę takich krajów jak Chiny czy Indie, a jednocześnie zabezpieczającego interesy Zachodu. Unia musi stać się liderem i moderatorem tego procesu, aktywnie dążąc do reformy globalnych rozwiązań instytucjonalnych w tym zakresie 

Droga naprzód

Choć kwestie konkurencyjności i produktywności, na których koncentruje się Mario Draghi, są ważne, wydaje się, że obecnie największe zagrożenia dla dobrobytu mieszkańców UE leżą gdzie indziej. Przede wszystkim w narastającej globalnej rywalizacji, obejmującej również potencjalne konflikty zbrojne. Także w ruchach migracyjnych.

Unia została stworzona z myślą o funkcjonowaniu w kooperującym świecie, opierając swoją siłę na „smart”, a nie „hard power”. W efekcie jest słabo przygotowana do świata intensywnych napięć geopolitycznych. Dlatego jednym z priorytetów UE powinno być inicjowanie działań mających na celu pokojowe ukształtowanie nowego ładu międzynarodowego, uwzględniającego rosnącą rolę takich krajów jak Chiny czy Indie, a jednocześnie zabezpieczającego interesy Zachodu. Unia musi stać się liderem i moderatorem tego procesu, aktywnie dążąc do reformy globalnych rozwiązań instytucjonalnych w tym zakresie.

Druga istotna kwestia odnosi się do migracji. Także w tym przypadku Unia powinna stać się liderem działań mających na celu ograniczenie skali ruchów migracyjnych. Jak? Poprzez inwestycje w rozwój i projekty adaptacyjne w krajach afrykańskich. Unia potrzebuje także mądrej, selektywnej polityki migracyjnej. Młodzi, wykształceni i ambitni migranci są Europie potrzebni, aby uniknąć stagnacji i nadmiernego konserwatyzmu.

UE powinna rozważyć częściową deregulację, pozostawiając więcej swobody poszczególnym krajom w kształtowaniu ich polityk rozwojowych. Obecne propozycje są dostosowane głównie do największych gospodarek, nie uwzględniając specyfiki mniejszych lub mniej rozwiniętych państw

W obliczu opisanego wcześniej trylematu UE powinna rozważyć częściową deregulację, pozostawiając więcej swobody poszczególnym krajom w kształtowaniu ich polityk rozwojowych. Obecne propozycje są dostosowane głównie do największych gospodarek, nie uwzględniając specyfiki mniejszych lub mniej rozwiniętych państw. Odnosi się to także do szeroko rozumianych rozwiązań związanych z Zielonym Ładem.

Raport Mario Draghiego stanowi swego rodzaju dowód na co najmniej częściową porażkę tej polityki, w szczególności w odniesieniu do kreowania zielonych przemysłów. Dlatego też należy się skupić na równoważeniu ambicji ekologicznych z realnymi kosztami gospodarczymi, w tym ryzykiem rosnącego uzależnienia importowego, które odnosi się także do tzw. zielonych produktów. Bez tego dekarbonizacja Unii nie zmieni nic z perspektywy globalnych emisji, przy równoczesnych olbrzymich kosztach ekonomicznych i społecznych.

Czytaj więcej

Konrad Szymański: Raport Maria Draghiego, czyli słoń w unijnym salonie

Deregulacja powinna także umożliwić odzyskanie równowagi na osi demokracja–państwa narodowe. Obecny nacisk na centralizację polityki europejskiej nie zawsze jest zgodny z lokalnymi potrzebami, co prowadzi do napięć i sabotowania unijnych rozwiązań na poziomie krajowym.

W obliczu globalnych ryzyk UE musi także opracować przemyślaną politykę podażową, skoncentrowaną na zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw surowców strategicznych. W dążeniu do większej niezależności surowcowej warto rozważyć czasowe złagodzenie obostrzeń środowiskowych dla projektów wydobywczych, aby zwiększyć wydobycie dostępnych zasobów na terenie Europy. W niektórych przypadkach zasoby te istnieją, ale ich eksploatacja napotyka na bariery regulacyjne, które mogą wymagać rewizji.

Reasumując, obecna sytuacja wymaga od UE głębszych zmian od tych, które sugeruje Mario Draghi, zmian na poziomie kluczowych paradygmatów. Kryzysy przestały Unię budować, a zaczęły prowadzić do erozji jej fundamentów i ograniczyły antykruchość. Choć UE powstała jako projekt równoważenia interesów państw członkowskich, opierający się na konsensusie, dzisiejsze wyzwania wymagają nowego podejścia – priorytetem powinno być definiowanie i obrona interesów Unii jako całości wobec reszty świata. Przesunięcie uwagi na zagadnienia globalne wymaga z kolei częściowej deregulacji wewnątrz UE, tak by zostawić więcej miejsca na skuteczne działania i dostosowania na poziomie krajowym. W ten sposób UE powinna być w stanie lepiej odpowiedzieć na wyzwania współczesności, zachowując równowagę między integracją, suwerennością i demokracją.

O autorze

Andrzej Halesiak

Autor jest ekonomistą, członkiem TEP oraz rad programowych think tanków. Treść artykułu wyraża jego własne poglądy

Unia Europejska od początku swojego istnienia była projektem wyjątkowym. Stworzyła fundamenty pokoju i stabilności w Europie, której mieszkańcy przez wieki zmagali się z konfliktami zbrojnymi. Wspólnota, początkowo zawiązana wokół celów gospodarczych, szybko przerodziła się w projekt polityczny mający na celu promowanie integracji, demokracji oraz konwergencji społeczno-gospodarczej.

Z perspektywy lat wydaje się, że Unia odegrała kluczową rolę w umacnianiu pokoju i dobrobytu w regionie. Jednak to, co zapewniło sukces w przeszłości, nie gwarantuje go w przyszłości. Kluczem do długofalowego sukcesu UE – a być może nawet jej przetrwania – będzie zdolność do adaptacji, ewolucji i reagowania na globalne oraz wewnętrzne wyzwania.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację