Jadąc jak co roku przez Polskę, cieszyłam oko cenami na mijanych stacjach benzynowych. Coraz śmielej pojawiały się tablice z trójkami z przodu. Bardzo dawno nie widzianymi. Jak to przyjemnie tankować bak i płacić mniej niż 200 zł.
A może być jeszcze piękniej, bo ropa właśnie pobiła własny rekord niskiej ceny. Amerykanie policzyli, że każdy dolar mniej na baryłce ropy, daje światu ponad dwa dolary oszczędności. Tanie paliwo powinno przełożyć się na tańszy transport pasażerski (w tym lotniczy) i ciężarowy. Firmy, które z transportu żyją np. kurierskie czy spedycyjne już zyskują na wartości u graczy giełdowych. My - konsumenci dostajemy tańsze produkty (bo koszty transportu też niższe) więc handlowe sieci też zyskują w oczach inwestorów.
No i tania ropa przekłada się na tańszą energię w naszych domach i firmach; nie brak bowiem elektrowni, ciepłowni itp opalanych mazutem czy ściśle powiązanym z ceną ropy - gazem - też coraz tańszym.
Przedsiębiorcy też powinni być w skowronkach, bo tanie paliwa, to spadające koszty. No chyba, że jest się tym, kto paliwa sprzedaje lub przerabia, by sprzedać. Ci rzeczywiście nie mają powodów do skakania z radości. Obroty gwałtownie im spadają, może nawet nie wystarczyć na obfite pobory zarządów czy tłuste trzynastki dla załóg.
Nie współczuję im jednak. Do prezesów paliwowych koncernów fakt, że ropa jest rekordowo tania, dociera zazwyczaj na końcu, kiedy już wszystkim obcięto premie. Przy drogiej ropie wygląda to odwrotnie - prezesi dostają podwyżki i bonusy jako pierwsi.