Profesor Andrzej Wojtyna w tekście „NBP: zmiana ustawy równie ważna jak prezesa” („Rzeczpospolita”, 7.03.2024) poruszył ważny temat: jakie zarzuty powinno postawić się prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu przed Trybunałem Stanu. Zgadzając się z większością sformułowanych przez Wojtynę negatywnych ocen Glapińskiego, jestem zdecydowanym przeciwnikiem wykorzystania większości z nich w akcie oskarżenia przed Trybunałem.
Chodzi nie tylko o wątpliwą, w świetle prawa, skuteczność tych oskarżeń, ale o budowanie oskarżenia na zarzucie „prowadzenia działalności publicznej nie dającej się pogodzić z godnością jego urzędu”, co w świetle Konstytucji RP może być podstawą pozbawienia prezesa BP jego stanowiska. Po ośmiu latach rządów PiS już wiemy, że nawet najbardziej absurdalne zarzuty mogą być uznane za wystarczające, by postępowanie każdego funkcjonariusza władzy uznać za niegodne jego urzędu. Precedens użycia tego oskarżenia otwierałby drogę do całkowitego unicestwienia jakiejkolwiek niezależności banku centralnego.
Czytaj więcej
Inflacja po wyłączeniu cen żywności i energii pozostaje wyraźnie powyżej celu NBP. I nie widać powodów, aby to się miało w najbliższych latach zmienić.
Spośród zarzutów postawionych przez Wojtynę tylko te dotyczące polityki zatrudnienia i utrudniania pracy (a można także dodać wchodzenie w kompetencje) RPP oraz obietnica wpłaty do budżetu 6 mld zł dają się obiektywnie ocenić w świetle faktów. Pozostałe, choć się z nimi zgadzam, zawierają jednak istotny pierwiastek subiektywnej oceny, a nawet oczywiste błędy w polityce pieniężnej nie są dostatecznym argumentem – wszak niezależność uwarunkowana niepopełnianiem (w prawie zawsze nieco subiektywnej ocenie) błędów to zaprzeczenie niezależności. Za niemające podłoża politycznego błędy można na siłę uznać wszystkie tak nas bulwersujące decyzje Glapińskiego. Że tylko na siłę? Cóż, prawo musi opierać się na faktach, a nie odgadywaniu intencji.
Wroga koegzystencja
Zarzuty te budzą mój sprzeciw przede wszystkim z innego powodu. Są one konkretyzacją bardziej ogólnego zarzutu określonego przez autora mianem syndromu odwróconej niezależności. Chodzi o to, że to z własnej inicjatywy prezes NBP wychodzi naprzeciw oczekiwaniom władzy, w wyniku czego „dochodzi do swoistej symbiozy czy pokojowego współistnienia między obydwiema stronami”. Te sformułowania odzwierciedlają dominujące w polskiej opinii publicznej przekonanie, że idealnym modelem współistnienia rządu i banku centralnego jest wroga koegzystencja. Tak trzeba rozumieć argument Wojtyny, że dowodem, iż mamy do czynienia z odwróconą niezależnością, jest to, że „Adam Glapiński nigdy nie ostrzegał przed populizmem, natomiast PiS nigdy nie krytykował NBP”.