Manipulacje odczytami inflacji przy zastosowaniu instrumentów regulacyjnych, okresowych ingerencji fiskalnych w procesy cenowe oraz fakultatywnych działań monopolisty na rynku paliwowym poważnie odkształcają bieżącą ścieżkę inflacji. Przy czym kierunek tych działań jest zawsze tylko jeden: w dół.
W rezultacie bieżące odczyty inflacji, autoryzowane przez Główny Urząd Statystyczny (mniejsza przy tym o to, czy „bez przyjemności”), nie oddają prawdziwej dynamiki cen w gospodarce, ale pokazują alternatywną inflacyjną rzeczywistość, która jest wynikiem działalności polityków zainteresowanych przedwyborczym „sukcesem” procesu dezinflacji.
Mówiąc wprost: gdyby z bieżących odczytów inflacji wyeliminować skutki manipulacji cenami paliw przez rynkowego monopolistę (przypomnę: spółkę giełdową), rządowe „promocje” cenowe energii, leków czy podstawowych artykułów żywnościowych, ścieżka inflacyjna przesunęłaby się nam w IV kwartale tego roku w górę o ok. 2,3 pkt proc., a średnioroczny wskaźnik CPI byłby o ok. 0,8 pkt proc. wyższy i uplasowałby się na solidnym dwucyfrowym poziomie mocno zbliżonym do 14,4 proc. z roku 2022. Propagandowo nośny postęp procesu dezinflacji zostałby tym samym unieważniony.
Co gorsza, te cenowe „promocje” nie mogą rzecz jasna trwać w nieskończoność. Ich wygaśnięcie pociąga zaś za sobą poważne konsekwencje dla inflacji w roku 2024. Odwołanie „promocji” odwróci spadki wskaźnika headline CPI. Inflacja konsumencka zacznie rosnąć. W ślad za nią podążą oczekiwania inflacyjne oraz oczekiwania płacowe. Ustabilizują się przez to wiedzione efektami bazy spadki odsezonowanej inflacji bazowej w ujęciu miesiąc do miesiąca. Doprawdy nie sposób zrozumieć, skąd biorą się prognozy spadku średniorocznej inflacji w 2024 do 6,6 proc. Dzisiejsze czasowe „promocje” cenowe, plus solidne rozluźnienie fiskalne, wsparte przez niewytłumaczalne obniżki stóp procentowych zwiększające i tak rosnący popyt w gospodarce, po prostu przekreślają możliwość tak szybkiego obniżania się ścieżki inflacyjnej.
Stąd coraz więcej uczestników rynku finansowego zaczyna stawiać sobie pytanie: czy nie jest aby przesadą oczekiwanie spadku stóp procentowych w Polsce do 4,0–4,5 proc. w roku 2025? Jest to pytanie o funkcję reakcji większości Rady Polityki Pieniężnej, kontrolowanej przez prezesa. Pytanie całkiem zasadne. Funkcja reakcji ma to do siebie, że potrafi się zmieniać. Teraz wskazuje na troskę o dynamikę PKB. Jutro może już pokazywać przywiązanie do mandatu. Dlaczego nie?