Pojęcie stagflacji kojarzy się z okresem lat 70., gdy na skutek wojny wietnamskiej w USA i ekspansywnej polityki socjalnej w Europie gwałtownie narastały deficyty wydatków rządowych, załamał się system walutowy z Bretton Woods oparty na dolarze i parytecie złota, a w efekcie embarga zastosowanego przez producentów ropy naftowej cena tego surowca wzrosła trzykrotnie. Efekty tej sytuacji były trzy: szybki, niekontrolowany wzrost cen czyli inflacja, negatywny lub niski wzrost gospodarczy i wysokie bezrobocie.
Charakterystyczną cechą tego okresu były niepokoje społeczne. Wyjście z tej sytuacji okazało się trudne i bolesne oraz wiązało się z istotną zmianą polityczną: rewolucją konserwatywną (Reagan, Thatcher i inni), gwałtownym wzrostem stóp procentowych, który uruchomił przejściowy dalszy spadek wzrostu PKB, wzrost bezrobocia i nasilenie niepokojów społecznych. W dłuższym horyzoncie czasowym te gorzkie lekarstwa jednak zadziałały.
Stagnacja z niskim bezrobociem
Porównanie „złych czasów” stagflacji lat 70. i sytuacji obecnej nasuwają się same. Wojna w Ukrainie pochłania olbrzymie środki z budżetu USA i kilku krajów europejskich (w tym Polski), ale jeszcze przedtem rządy sfinansowały gigantyczne wydatki związane z pandemią (zarówno ponosząc koszty jej zwalczania, jak i przeciwdziałania następstwom ekonomicznym i społecznym), na rynku pojawiła się olbrzymia masa „pustego” pieniądza, która wywołała inflację.
Inflacja okazała się na tyle uporczywa, że stopy procentowe podnoszone są nadal zarówno w USA, jak i strefie Euro. W Polsce zaczynamy przyzwyczajać się do wzorca inflacji lekko poniżej 10 proc. jako „normalnej”, dającej przestrzeń do politycznie motywowanych obniżek stóp. Wraz z pandemią i wojną oraz rosnącymi napięciami w kilku zapalnych punktach świata (Tajwan, Bliski Wschód) pojawiły się ograniczenia po stronie podażowej globalnej gospodarki: embarga na najbardziej wrażliwe surowce, zakłócenia w łańcuchach dostaw i wzrost kosztów, a przede wszystkim histeryczne wahania kosztów surowców energetycznych.
Wygląda na to, że rozwinięty świat przyzwyczaja się do trwałego zagrożenia inflacją i niskim poziomem wzrostu. Tym pesymistycznym oczekiwaniom towarzyszą niepokoje społeczne, takie jak szturm na Kapitol czy bunt przedmieść we Francji. Jest to jednak stagflacja dziwna, wyraźnie różna od swojej poprzedniczki sprzed ponad pół wieku.