Węgiel i gaz, dwa najważniejsze w Polsce surowce energetyczne, bardzo szybko tanieją na światowych giełdach, spadając do poziomów sprzed wojny. A w Polsce? Tanieją tylko minimalnie w przypadku zakupów gospodarstw domowych, wciąż zaś drożeje węgiel kupowany przez energetykę, co wynika z zawartych wcześniej kontraktów, ale też dyktatu dominującej na rynku Polskiej Grupy Górniczej. A na niższe ceny jeszcze poczekamy.
Dzieje się tak, choć węgla jest już za dużo, bo zima jest akurat łagodna. Najdroższy węgiel zalega w składach samorządów obarczonych dystrybucją wśród ludności, która nie chce go już kupować po rządowej cenie. Często tańszy jest zaś w składach prywatnych firm. Mamy więc paradoks, bo przecież cały manewr rządu miał polegać na wyręczeniu tych „niedobrych prywaciarzy” i zapobieżeniu windowaniu przez nich cen. Tak oto wolny rynek wygrał z rządową regulacją.
Czytaj więcej
Ceny węgla w portach ARA spadły do poziomu sprzed wojny. Nie są to dobre wieści dla samorządów, które miały zapewnić mieszkańcom to paliwo.
Samorządy mają poważny kłopot, bo mogą zostać z masą węgla, który w dodatku z czasem się kruszy i w przyszłym sezonie grzewczym będzie gorszej jakości.
Oczywiście, rząd może powiedzieć, że to pogoda spłatała mu figla i uderzyła w misterny plan pomocowy. Problem w tym, że politycy i ministerialni urzędnicy z pomocą obywatelom i firmom zawsze mają jakiś problem. W efekcie wydają publiczne pieniądze lekką ręką, kupując za dużo, rzeczy złej jakości czy wręcz bezużyteczne, jak w przypadku słynnych respiratorów. Daje znać o sobie brak rozeznania, umiejętności gospodarczych czy zwykłego przewidywania. Przecież wszystko się rozpoczęło od zbyt szybko wprowadzonego embarga na rosyjski węgiel (nikt nie kwestionuje jego słuszności) przy braku zapasów.