Czas na zdobycie tego rynku i wprowadzenie naszych marek do świadomości perskich konsumentów jest ograniczony, ze względu na wzmożoną aktywność naszych zachodnioeuropejskich sąsiadów. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę sankcje, jakimi obarczony był Iran przez ostatnie lata, trudno spodziewać się, że Irańczycy kupią od nas wszystko, co im zaproponujemy. Prawda jest taka, że zachodnie, a nawet amerykańskie towary do Iranu docierały, tylko że za pośrednictwem dobrze na tym zarabiającej grupy krajów na czele ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Z drugiej strony faktycznie najnowsze technologie i inwestycje to elementy nowoczesnej gospodarki, których Iranowi obecnie brakuje.
Islamska Republika Iranu jest teraz oblegana przez oficjalne delegacje światowych, w tym zachodnich, pośredników, handlowców i różnych przedsiębiorstw – od małych firm po największe światowe korporacje, takie jak Airbus. Patrząc jednak na szanse Unii Europejskiej na bardziej stabilną obecność na rynku irańskim, na myśl nasuwają się kraje takie jak Niemcy, Francja i Włochy, a nie Polska. Czy nasz kraj ma szanse z zachodnią konkurencją? A może ciężko pracujemy nad tym, co wytwarzamy, a korzyści wizerunkowe czerpie z tego ktoś inny? Raczej należy z silnymi gospodarki współpracować, a nie próbować sił w rywalizacji.
Pierwszym, naturalnym krajem do porównania (a nie do konkurencji, bo z marką „Made in Germany" nie wygramy) są Niemcy. Światowej klasy Siemens nie produkuje samodzielnie całego swojego taboru kolejowego, tylko zleca te zadania bydgoskiej Pesie i nowosądeckiemu Newagowi. A zatem, jeśli nie ma różnicy w jakości produktu de facto polskiego i niemieckiego, to polscy wytwórcy są w stanie dostarczać pociągi i tramwaje do takich krajów, jak Rosja, czy państwa Dalekiego Wschodu. Ciekawy jest również fakt, że i narodowy niemiecki przewoźnik Deutsche Bahn zamawia swój tabor właśnie w Polsce. Jeśli zatem promować polskie pociągi, to teraz i to najlepiej dogadując się z Włochami, bo rząd irański podpisał niedawno porozumienie z włoskim gigantem Ferrovia na rozwój systemu kolejowego.
Republika Federalna Niemiec znana jest ze swoich samochodów, które zdobyły u nas uznanie i są synonimem najwyższej jakości produktu. Irańczycy znają ten stereotyp, podobnie jak większość świata, ale posługują się głównie pojazdami produkowanymi w kraju – jest to sytuacja przypominająca polską w latach przed transformacją i otwarciem rynku. Dla ochrony ogromnej rodzimej produkcji cła na pojazdy importowane są w Islamskiej Republice zaporowe. Ale naszym zadaniem jest pokazanie partnerom z Iranu, że niektóre niemieckie maszyny, które mają niedługo szanse szerzej zaistnieć na Bliskim Wschodzie, powstają w znaczącym stopniu w Polsce, projektowane przez polskich konstruktorów i wytwarzane w polskich fabrykach. Wartość polskiej produkcji podwykonawczej dla światowych potentatów przemysłu motoryzacyjnego sięga 20 miliardów euro rocznie, a wytwarzamy m.in. kompletne silniki, komponenty i części zapasowe. Do tego dochodzą fabryki całych pojazdów, z których największą dysponuje koncern Fiata, a w Tychach wytwarza 300 000 samochodów rocznie i jest to jedna z największych fabryk tej korporacji na świecie. Wielkie marki motoryzacyjne na czele z Volkswagenem, MANem, czy Oplem osiągają swoje wysokie wyniki finansowe również dzięki płacom w Polsce, które wynoszą średnio 25% stawek niemieckich. Jeszcze lepszymi warunkami dysponuje Iran, w którym doskonale wyszkolona rzesza inżynierów wytwarza od 1 000 000 do 1 500 000 pojazdów rocznie, a pracownicy liniowi zarabiają o kolejne 30% mniej niż w Polsce.
Iran w ostatnim czasie wzmocnił swoją współpracę z Włochami, które są cenione za wzornictwo i jakość produktów. To uznanie zaowocowało podpisanymi w tym roku kontraktami na 18 miliardów euro, a premier Renzi konsekwentnie zapowiada dalszy rozwój tej współpracy. Nie tylko Fiat, czy do niedawna włoski Indesit produkują w Polsce, z której 55% eksportu do Włoch stanowią maszyny, części, urządzenia i elektronika. Plotka, jakoby sztandarowy włoski ser Parmiggiano produkowany był z polskiego mleka i w Polsce, bo taka produkcja jest tańsza – ma swoją wymowę. Włoski import artykułów spożywczych z Polski to 670 milionów euro rocznie, a 80% naszych krów „emigruje" na przemian do Włoch i Francji. Część z tego via Francję i Włochy może więc trafić również na rynek irański zwiększając popyt na polskie półprodukty.