Warto się jednak przyjrzeć, skąd ten wzrost się bierze i dlaczego w 2018 nie przyspieszy, ale wręcz spowolni. I czy przypadkiem tego wzrostu nie przejadamy. Niestety, częściowo tak jest, ponieważ jest napędzany przede wszystkim popytem wewnętrznym. Chociaż z drugiej strony np. trudno mieć pretensje do rodziców, że pieniądze z programu 500+ wydają na dzieci i przeznaczają je na bieżące potrzeby, zamiast oszczędzać. Zresztą oprócz walki z ubóstwem taki właśnie był zamysł programu.
Niepokoi jednak, że w tym wzroście nie widać impulsu ze strony inwestycji prywatnych, trzeciego składnika wzrostu PKB. A przecież zawsze jest to sprawdzian zdrowia gospodarki, przede wszystkim zaufania przedsiębiorców, którzy optymistycznie widzą przyszłość. Ale w Polsce tak jej nie widzą, bo inwestując, potrzebowaliby nowych pracowników, a o nich jest coraz trudniej i mają coraz większe wymagania płacowe. Spada też bezrobocie. To dobrze, bo z jednej strony firmy zatrudniają, a z drugiej wcześniejsza emerytura kusi, a Polacy jednak nadal wyjeżdżają do pracy za granicę – a to źle. Motywacją jest przede wszystkim fakt, na co wskazuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, że dystans, jaki nas dzieli od „starych" krajów UE, wcale się nie kurczy. Więc warto spróbować tam, na miejscu.
Rośnie eksport, ale i w tym przypadku jest dobrze, tylko znów nie do końca. Udało się zdywersyfikować sprzedaż zagraniczną, tak pod względem towarów, jak i rynków. Nadal jednak to, co sprzedajemy, nie ma wysokiej wartości dodanej, a udział najbardziej zaawansowanych technologii pozostaje niewielki i nie przekracza 10 proc. To, że potrafimy korzystać z transferu technologii, to dobrze, ale z własnymi jest już słabo.
Czyli: cieszmy się tym, co mamy, ale i warto pomyśleć, co będzie w bardzo niedługiej przyszłości.