Wprawdzie mieliśmy sporo niezłych danych gospodarczych – od nadwyżki w budżecie poczynając, poprzez rekordowo niskie bezrobocie, a na stabilnym złotym kończąc – jednak dane te nie interesują przecież zwykłego człowieka. Pomińmy je, skupiając się nad tym, co najważniejsze.
Zacząć muszę od tematu, który w lipcu najbardziej interesuje Polaków i niewątpliwie stanowi kluczowy element oceny skuteczności działania rządu. Oczywiście mówię o pogodzie.
Wprawdzie pełne statystyki są jeszcze niedostępne, ale dane za okres 1–26 lipca sugerują, że jest to najbardziej deszczowy lipiec od pięciu lat. Rządowi propagandziści będą się upierać, że nastąpiła niewątpliwa dobra zmiana, bowiem łączna suma opadów (88 mm) była nieco mniejsza niż w latach 2015 i 2013 (to właśnie wtedy, po gwałtownej fali ulew, pewien producent papryki przygwoździł Donalda Tuska pytaniem: „Jak żyć?"). Jednak liczba deszczowych dni jest zdecydowanie większa niż w ciągu minionych czterech lat (jak dotąd 14, czyli ponad połowa, wobec pięciu–ośmiu w latach 2013–2016).
Nie wygląda to najlepiej, choć oczywiście proponuję zachować umiar w ocenach – wiadomo, że wśród meteorologów ciągle jeszcze mogą znajdować się osoby niechętne zmianom, co może wpływać zarówno na wiarygodność podawanych danych, jak i na celowe nagłaśnianie tych, które akurat przeczą generalnemu trendowi poprawy pogody, zauważalnemu wyraźnie od dwóch lat.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stosunkowo chłodny, a przede wszystkim deszczowy lipiec 2017 zadaje ostateczny kłam głoszonym przez brukselskie elity tezom, jakoby na świecie następowało ocieplenie klimatu. Być może mamy wręcz do czynienia z ochłodzeniem, co kazałoby się poważnie zastanowić nad użyciem pieniędzy pochodzących z unijnych funduszy na rozbudowę istniejących kopalń węgla i znaczne zwiększenie zatrudnienia w polskim górnictwie – a być może także za wprowadzeniem specjalnych dopłat do spalania tzw. miału węglowego, paliwa, które jako jedyne zapewnia odpowiednio wysoką emisję dwutlenku węgla, przyczyniającego się do osłonięcia naszego wydanego na chłód kraju ciepłą pierzynką smogu. Z pewnością zaś jest argumentem za całkowitym zakazem budowy elektrowni wiatrowych.