O gospodarce jakbyśmy zapomnieli – w końcu rozwija się ona ostatnio całkiem dobrze i w skali świata, i Europy, i Polski.
Wiadomość, że dług publiczny USA przekroczył 20 bilionów dolarów, przypomina jednak o nieco zapomnianym problemie. O gigantycznym globalnym zadłużeniu, które doprowadziło do wybuchu wielkiego kryzysu finansowego. A następnie, przez dekadę, trzymało światową gospodarkę w żelaznym uścisku, nie pozwalając jej się rozpędzić i wywołując kolejne fale paniki na rynkach finansowych. I które nadal nie spadło, grożąc kolejnymi eksplozjami w różnych miejscach świata.
Optymista powie, że nie ma się czym martwić. Dług w bilionach wygląda dość przerażająco, ale w relacji do amerykańskiego PKB wynosi tylko 105 proc., a odsetki, które trzeba od niego płacić, są śmiesznie niskie. Ekonomiści straszą tym zadłużeniem od lat, straszą, a tymczasem żadnych złych efektów nie widać – ani nie wzrasta inflacja, ani gospodarka nie wpada w kolejną recesję. No i w końcu najważniejsze – nie po raz pierwszy rząd USA musi zmierzyć się z wysokim zadłużeniem. Do tej pory zawsze udawało się problem rozwiązać.
Wszystko to prawda, odpowie pesymista, ale tylko częściowa. Dług przekraczający poziom amerykańskiego PKB to wystarczająco zła nowina, zwłaszcza że w XXI wieku relacja ta uległa podwojeniu i nadal wzrasta.
Poza tym dług nie stanowi specjalnego ciężaru dziś, kiedy stopy procentowe są bardzo niskie. Ale może stać się kamieniem u szyi w momencie, gdy znacząco wzrosną (a kiedyś to nastąpi – może już wkrótce).