Ale tym razem bardziej od działań rządu zdumiały mnie argumenty niektórych analityków.
Oczywiście, że inflacji to nie powstrzyma, a jedynie nieznacznie zmieni sytuację tych, którzy na żywność wydają najwięcej w proporcji do swoich dochodów. Będą mogli kupić jej troszkę więcej albo wydać tę „troszkę" na co innego. Ci, którzy na żywność wydają najwięcej w kwotach bezwzględnych, pewnie niespecjalnie tę obniżkę zauważą. Zauważą ją na pewno mafiosi, którzy stawkę zerową wykorzystują do robienia tzw. karuzel służących wyłudzaniu VAT.
Ale słyszę od analityków, że ci biedniejsi tych „paru złotych" różnicy w cenie żywności też nie odczują. Pełna zgoda. Tylko ci sami analitycy twierdzili, że ci biedniejsi odczuwają obniżenie stawek VAT z 23 proc. na 8 proc. i 5 proc., dlatego moja propozycja, lansowana od lat, żeby na wszystko była jedna stawka 16 proc. – bo tyle oddaje statystyczny obywatel, płacąc 5 proc., 8 proc. i 23 proc. – jest nie do zaakceptowania. A przecież różnica między 16 proc. i 8 proc. jest taka sama jak między 8 proc. i 0 proc.
Biedni ludzie mają do dyspozycji 2 tys. zł netto. Jeśli połowę wydają na żywność, a z tego połowę na żywność opodatkowaną stawkami obniżonymi – 5 proc. i 8 proc., to płacą około 30 zł VAT. Teraz te 30 zł zaoszczędzą. Ale jakby płacili
16 proc., to byłoby 80 zł – czyli 50 zł więcej. 30 zł nie zauważą w przyszłości, a 50 zł dziś to zauważają? No to idźmy dalej. Za kolejne 500 zł kupują żywność ze stawką