Znajdujemy się w przededniu największej w historii polskiego budownictwa kumulacji inwestycji – ostrzegał niedawno na naszych łamach dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Przeplatające się klęska niedoboru i nadmiar urodzaju to niestety rzeczywistość, w jakiej funkcjonujemy od wielu lat, jeśli chodzi o duże inwestycje infrastrukturalne finansowane ze środków publicznych. Przekleństwem jest brak płynnego przechodzenia między unijnymi budżetami. Im dłuższa posucha w przetargach, tym agresywniejsze później zachowanie generalnych wykonawców i konkurowanie ceną. To niebezpieczne, bo kiedy rynek inwestycji wraca do aktywności, w związku ze zwiększonym popytem w naturalny sposób rosną ceny materiałów i wykonawstwa. Nowe przetargi uwzględniają te realia, ale wiele wcześniejszych, wygranych niską ceną, staje się nierentownych.