Wrócę jeszcze do wątku agentów turystycznych. Mamy duży problem. TUI nie ma na polskim rynku pozycji dominującej, więc nie można się przyczepić, że ogranicza dostęp do swojej oferty, ograniczając jej obecność do wąskiego kręgu agentów turystycznych. Gdyby to robił, mając zarazem pozycję dominującą, byłaby możliwość ścigania go za praktyki monopolistyczne.
Krzysztof Piątek: Koncern TUI wyraźnie wspomaga polską spółkę w jej agresywnych działaniach na polskim rynku. Zastanawiam się, czy w związku z tym nie należy traktować TUI jako całości, Grupy TUI, i z tej pozycji oceniać, czy nie ma ona dominującej pozycji?
Paweł Niewiadomski: Artykuł 102 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jest jednoznaczny – działanie przedsiębiorcy lub grupy przedsiębiorców dotyczy całego rynku wewnętrznego. Co to oznacza? Że nie można na przykład obniżać cen na rynku hiszpańskim, żeby sfinansować tę obniżkę wyższymi cenami w Grecji. Nie wiem, jakie są struktury cen w TUI, czy obniża je tylko w niektórych krajach, czy we wszystkich. Trzeba to przeanalizować.
Grzegorz Baszczyński: Nie chcemy komuś zabronić nawet agresywnej polityki cenowej. O ile jest ona legalna. Wszyscy bywamy agresywni, gramy cenami, obniżamy czasowo marże. Lecz, gdy ktoś może chcieć łamać prawo, a co do tego mamy pewne podejrzenia, to należy to zbadać.
Kwestia pierwsza – dumping polega na sprzedawaniu na jednym rynku dużo taniej, by na drugim rynku tę stratę odrobić cenami wyższymi. To jest nielegalne.
Drugi problem wiąże się z tak zwanymi cenami transferowymi, czyli cenami stosowanymi na potrzeby transakcji wewnątrz korporacji. Zwykle audytorzy bardzo surowo analizują, czy takie zjawisko nie występuje w ramach jednej grupy kapitałowej. Na przykład Rainbow jako spółka giełdowa musi przed audytorami zawsze wykazywać, że nasze ceny i rozliczenia w grupie są rynkowe. Ani niższe, ani wyższe – po prostu rynkowe, uczciwe dla obu stron. Jeśli ktoś tę zasadę łamie, to jest to także nielegalne.
I wreszcie trzecia kwestia – każda firma powstała, by zarabiać. A jeśli model TUI jest taki, by nie zarabiać, tylko tracić, to czy nie jest to sprawa do zbadania? Przecież wiąże się to na przykład z uszczupleniem dochodów Skarbu Państwa z podatków.
Filip Frydrykiewicz: Przypomnę, że w zeszłym roku TUI Poland zarobił 11,8 miliona złotych netto przy przychodach 1,38 miliarda złotych. Jego rentowność wyniosła więc 0,9 procent. To niewiele, ale jednak. Z nieoficjalnych informacji wynika, że kierownictwo tego biura jest przekonane, że również ten rok zakończy z zyskiem.
Piotr Henicz: Ubolewam, że nie możemy o tym problemie rozmawiać z przedstawicielem TUI. Byłbym usatysfakcjonowany, gdybyśmy mogli odpowiadać na te pytania razem, żeby były tu wszystkie strony. To, że nie możemy wspólnie rozmawiać, daje do myślenia.
Nie po to prowadzimy działalność od 30 lat, zatrudniamy kilkaset osób, wypracowujemy każdego roku zysk i płacimy podatki, by ktoś to niszczył takimi metodami, używając nie swoich pieniędzy.
Grzegorz Baszczyński: Ktoś z Niemiec w nieuczciwy sposób przelewa pieniądze na nasz rynek, rujnując go. Tak to trzeba odbierać.
Marcin Wujec: Z punktu widzenia agentów turystycznych to, co się teraz dzieje, to destabilizacja rynku. Itaka, Rainbow czy Grecos Holiday to liderzy, i – nie ma co ukrywać – najważniejsze firmy dla każdego agenta. Firmy, które działają fair. One gwarantują stabilność agentom.
Z kolei postawa TUI oznacza niestabilność, o czym już raz agenci się przekonali, kiedy kilka lat temu z dnia na dzień ten touroperator wymówił większości swoich sprzedawców umowy. Ponad 500 ludzi straciło ważne źródło utrzymania. TUI po kilku latach wróciło do agentów. Dziwi mnie, że po czymś takim ktoś jeszcze sprzedaje oferty tego organizatora. Można kogoś raz oszukać, ale drugi? A jestem przekonany, że do tego dojdzie.
Krzysztof Piątek: To wszystko, co opisujemy, dzieje się w sytuacji, gdy działalność organizatorów turystyki jest regulowana. Jesteśmy nadzorowani przez urzędy marszałkowskie w imieniu Ministerstwa Sportu i Turystyki. Działamy w ramach ustawy o imprezach turystycznych, stworzonej na bazie dyrektywy unijnej. Mamy w kraju UOKiK, który również reguły zdrowej konkurencji powinien nadzorować i interweniować w sytuacjach, które tego wymagają. A mamy podstawy, by sądzić, że prawo nie jest przestrzegane.
Jeżeli wymienione urzędy dostrzegą wywołany przez nas temat i znajdą podstawy do właściwej interwencji, powinny taką interwencję podjąć.
Grzegorz Baszczyński: MSiT i inne organy regulujące i nadzorujące nie do końca zdają sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji obecnej sytuacji. My to wiemy, bo siedzimy w środku. Ostatnio miało miejsce bankructwo. Można powiedzieć – to tylko jedno małe biuro (chodzi o upadek biura Millennium z Legnicy, któremu zabrakło pieniędzy na sprowadzenie turystów z Bułgarii i Grecji – red.). Nie chcę tego nazywać początkiem fali, ale nie można tego wykluczyć.
Prezes Niewiadomski mówił o anulowaniu imprez autokarowych. To jest pozbawianie chleba wielu przedsiębiorców, którzy za chwilę mogą zbankrutować. Dla całej branży turystycznej to będzie oznaczało czarny piar i ponownie kryzys zaufania klientów do nas. A dla ministerstwa – konieczność wypłacania pieniędzy z Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego. Funduszu, na który – zwracam uwagę – głównie to my się składamy.
Nadszedł chyba moment, w którym Ministerstwo Sportu i Turystyki powinno zacząć reagować. Jeżeli nagle okaże się, że bankrutujących firm będzie dużo, to żaden fundusz tutaj nie pomoże.
Pełny zapis dyskusji: rp.pl/turystyka