[link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/28/jeremi-jedrzejkowski-hustawka-nastrojow-z-happy-endem/][b]Skomentuj na blogu[/b][/link]
Nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Już po rozmowach z początku marca było jasne, że łatwo nie będzie. Aby uniknąć powtórki kłopotów z 2006 r. z dostawami, optymalnym terminem podpisania umowy był koniec października 2009 r. Wraz ze zbliżaniem się tego terminu rosła niepewność. A po drodze były jeszcze problemy ze zwiększeniem dostaw na 2009 r. W tej sprawie interweniował nawet w Moskwie wicepremier Waldemar Pawlak.
Atmosfera zdecydowanie ociepliła się jesienią. Na szczeblu międzyrządowym udało się wszystko uzgodnić, chociaż polski prezydent nie był przekonany. Pod koniec listopada odbył się koncert współfinansowany przez PGNiG i Gazprom. Koncerny miały już tylko uzgodnić ostatnie szczegóły. Jednak, jak się okazało, to w nich – zgodnie z powiedzeniem – tkwił diabeł. W centrum uwagi znalazła się odpowiedzialna za tranzyt przez Polskę spółka EuRoPol Gaz. Według jej taryf Rosjanie zapłacili za mało. O co najmniej 80 mln dol.
Dobra atmosfera się zwarzyła. Na początku grudnia Rosjanie nie palili się do rozmów. Odkręcili jednak kurek od stycznia, pokazując "dobrą wolę". Tyle że mrozy spowodowały taki skok zapotrzebowania, że minister gospodarki wydał zgodę na skorzystanie z rezerw strategicznych gazu, a ostatnio PGNiG zaczęło wprowadzać pierwsze ograniczenia dostaw dla przemysłu. I nagle pojawiła się informacja o osiągnięciu kompromisu. Nie znamy jeszcze szczegółów, jednak według informacji "Rz" Rosjanie nie zapłacą spornej sumy, ale za to dostaniemy upust w cenie gazu.
Bez wątpienia ustępstwo, zwłaszcza gdy na rzeczy jest suma sięgająca dziesiątek milionów dolarów, i to w stosunkach z Rosją, wywoła burzę. Że nie trzeba się było zgadzać, a w razie czego szukać wsparcia Brukseli. Jednak należy pamiętać, że a) nasza pozycja negocjacyjna była co najmniej średnia, b) dostaniemy coś w zamian i c) że negocjacje to też sztuka kompromisu.