Sukcesy i porażki roku - ludzie i gospodarka w kraju

Żywność na obiad mamy nie dlatego, że rzeźnik, piwowar czy piekarz dobrze nam życzą, ale dlatego, że troszczą się oni o własny interes – twierdził słynny ekonomista Adam Smith.

Aktualizacja: 21.12.2007 00:50 Publikacja: 21.12.2007 00:38

Ci, którzy działali zgodnie z tą maksymą rok 2007 z pewnością zapiszą do udanych.

Do grona wygranych w tym roku przedstawicieli świata polskiej gospodarki wpisuje się Jan Kolański, właściciel Jutrzenki. Jego firma została liderem krajowego rynku słodyczy. Mniej słodyczy niż Jutrzenka sprzedają dziś w Polsce takie światowe potęgi jak Nestle, Kraft Foods czy Master Foods. Polska to jednak dla niego za mało. Teraz chce być liczącym się producentem żywności w Europie Środkowo-Wschodniej. I z pewnością ma na to szanse. Podobnie jak Maciej Kwiatkowski, prezes i główny akcjonariusz Opera TFI, największego niezależnego towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Jego przykład pokazuje, że w dwa lata można zrobić prężny biznes z niczego. Dzięki wierze w sukces i zaufaniu klientów. Wystartował z milionem złotych, a dziś jego firma zarządza ponad 1,5 mld złotych. Wiara w sukces pomogła też Stansławowi Kluzie wygrać wojnę o przejęcie nadzoru bankowego przez Komisję Nadzoru Finansowego, którą kieruje. A rywala miał silnego – Narodowy Bank Polski. Najbliższe lata pokażą, czy połączenie nadzorów miało sens. Okaże się też, czy spełni się marzenie Kluzy o nadzorze opartym na ekspertach.

Paweł Olechnowicz, prezes grupy Lotos

Szef drugiego producenta paliwa w kraju – skutecznie po raz kolejny obronił firmę przed przejęciem przez PKN Orlen i przy okazji swoje stanowisko. Udało mu się to, choć miał przeciw sobie z jednej strony szefa Orlenu Piotra Kownackiego, a z drugiej poprzedniego ministra skarbu. Szefowi Lotosu sprzyjali lokalni politycy, którzy zdawali sobie sprawę z konsekwencji, jakie wywoła ich poparcie dla „oddania” Lotosu Orlenowi. Lotos finansuje wiele inicjatyw lokalnych i jest najbardziej znaczącą firmą w województwie.

Olechnowicz mógł więc liczyć na wsparcie m.in. marszałka Senatu Borusewicza, ale na początku września się okazało, że to może nie wystarczyć. Wiceminister skarbu Paweł Szałamacha ogłosił, że prezes Lotosu pozwolił, by ze spółek tej grupy wyprowadzono 30 mln dol. Stało się to dzień przed posiedzeniem rady nadzorczej Lotosu, w obradach której pojawił się temat zmiany w zarządzie, a to za sprawą pisma, jakie do szefa rady skierowało Ministerstwo Skarbu. Wiceminister argumentował, że zarząd Lotosu powinien „bardziej energicznie” nadzorować spółki zależne. Ostatecznie jednak rada zrezygnowała z dyskusji o odwołaniu Olechnowicza. Zbieżność tej sytuacji z faktem, że był on przeciwny fuzji z Orlenem, była oczywista. Olechnowicz należy do najdłużej urzędujących prezesów spółek z udziałem Skarbu Państwa, bo objął funkcję w marcu 2002 r. Jego największy sukces to skuteczna obrona rafinerii przed sprzedażą.

Stanisław Kluza, szef Komisji Nadzoru Finansowego

Wojna o przejęcie przez Komisję Nadzoru Finansowego nadzoru bankowego oraz odwołanie wiceszefowej KNF Iwony Dudy zostały zakończone sukcesem Stanisława Kluzy.

Gdy Kluza stanął na czele KNF, przedstawiciele rynku finansowego nie wiedzieli, czego się mogą spodziewać po młodym ekonomiście (35 lat) z tytułem doktora, którego doświadczenie zawodowe na rynku finansowym sprowadzało się do kilkuletniej pracy w BGŻ. Po ponad roku urzędowania przedstawiciele rynku finansowego dość dobrze oceniają jego merytoryczne przygotowanie do tej funkcji i chęć podejmowania z nimi dialogu. Zarzucają mu jednak, że konflikt personalny w urzędzie ujrzał światło dzienne. Dość szybko okazało się bowiem, że niezbyt dobrze układa się współpraca z Iwoną Dudą, jego zastępczynią. Kluza próbował odwołać ją z funkcji. Na to nie chciał się jednak zgodzić ówczesny premier Jarosław Kaczyński. Z dużą łatwością przyszło to obecnemu premierowi.

W mijającym roku wiele energii poświęcił też Kluza na udowodnienie, że warto połączyć KNF z nadzorem bankowym. Pomysł odstąpienia od tego zapisany w ustawie wyszedł z NBP i szybko poparło go PiS. Odchodzący rząd Jarosława Kaczyńskiego próbował jeszcze przeforsować wydłużenie o kilka lat momentu połączenia się nadzorów. Kluza, podpierając się mediami, rozpoczął walkę, by tak się nie stało.

Kazimierz Herba, prezes Torfarmu

Właściciel hurtowni farmaceutyków z Torunia rok temu mówił, że jego celem jest zostać liderem branży. Torfarm zajmował wtedy trzecią pozycję pod względem udziału w rynku, ustępując hurtowniom mającym sieci apteczne. Gdy w październiku 2007 r. toruńska spółka ogłosiła, że kontroluje już 21 proc. rynku dystrybucji aptecznej, czyli zajmuje pierwsze miejsce, zniknął sceptycyzm tych, którzy nie wierzyli, że Herba osiągnie cel.

Absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu (kierunek: marketing) z farmacją miał styczność od dziecka: jego matka była kierowniczką apteki. Dziś przyznaje, że na studia pchnął go nie tyle głód wiedzy, ile przedsiębiorczości. Torfarm powstawał tak jak inne giełdowe hurtownie – w garażu, a właściwie 120-metrowej piwnicy. Towar wozili autem pożyczonym od wujka. Za kapitał założycielski posłużył kredyt w wysokości 50 tys. zł poręczony przez rodzinę. Przychody rosły dynamicznie. Pomagały ówczesne przepisy: jednoroczne zwolnienie z podatku dochodowego i preferencje dla zakładów pracy chronionej. W 2000 r. Herba dostrzegł, że aptekarze prowadzący hurtownie chcą być niezależni od firm dysponujących sieciami aptek, np. PGF czy Farmacol, i do nich zaadresował ofertę. A potem sukcesywnie składał propozycje przyłączenia do grupy kapitałowej. Po osiągnięciu celu usunął się w cień. Operacyjne zarządzanie spółką przejął wiceprezes Piotr Sucharski, dotychczas odpowiedzialny za sprawy finansowe.

Jan Kolański, właściciel Jutrzenki

Jutrzenka, którą zarządza od niemal trzech lat, została w tym roku liderem krajowego rynku słodyczy. Polska to jednak dla niego za mało. Chce być liczącym się producentem żywności w Europie Środkowo-Wschodniej. W pierwszej połowie 2007 r. do giełdowej Jutrzenki należało 11,7 proc. polskiego rynku ciastek, czekolad i cukierków pod względem wielkości sprzedaży – podaje firma badawcza MEMRB. Udziały rynkowe dotychczas niepokonanego Cadbury Wedel wynosiły wówczas 11,4 proc.

Mniej słodyczy niż Jutrzenka sprzedają dziś w Polsce także takie światowe potęgi jak Nestle, Kraft Foods czy Master Foods. Na sukces 43 – letniego Kolańskiego pracuje nie tylko giełdowa Jutrzenka (wraz z żoną Barbarą ma 51,5 proc. akcji), do której należą ciastka Jeżyki i czekolada Goplana, ale także kontrolowana przez niego Kaliszanka, producent wafli Grześki. Już wkrótce wraz z założonym przez niego Ziołopeksem firmy te stworzą grupę, której roczne przychody sięgać będą 600 mln zł. Spółka chce wyemitować też ok. 4,6 mln nowych akcji, by sfinansować przejęcia za granicą. W ciągu dwóch, trzech lat jej przychody mają sięgnąć 1 mld zł. Szukając kandydatów do przejęcia za granicą, Kolański nie traci okazji także w Polsce. W czerwcu 2007 roku za ponad 75 mln zł kupił producenta napojów Hellenę w upadłości. Kolański podkreśla, że w biznesie nie kieruje się sentymentem. Interesują go wyłącznie spółki, które można rozwijać.

Maciej Kwiatkowski, prezes Opera TFI

Jego przykład pokazuje, że w dwa lata można zrobić prężny biznes z niczego. Stworzył TFI, nie mając sieci dystrybucji. Wystartował z 1 mln zł, dziś jego firma zarządza 1,5 mld zł. Przyznaje, że opinia twardego negocjatora pomaga mu w biznesie. Dziś nazwisko Kwiatkowski w środowisku finansowym jest marką. W październiku 2007 r. został OsobowościąRoku Rynku Kapitałowo-Finansowego.

Studiował informatykę na Politechnice Warszawskiej, ale szybko je rzucił. Chciał zarządzać pieniędzmi. I ludźmi. Postanowił zostać maklerem. Zdał egzamin i rozpoczął pracę w Biurze Maklerskim Kredyt Banku. Warunkiem, jaki postawił rozpoczynając pracę, było pokrycie kosztów kursu i egzaminu na doradcę inwestycyjnego. Zdobył pierwszą w Polsce licencję, która otworzyła mu drzwi do wielu instytucji finansowych. Szybko dostał propozycję pracy od grupy CAIB. Trafił tam w 1994 r. i stworzył pierwszy zespół zarządzania aktywami (asset management) w Polsce. Odszedł w 2000 r., by znowu budować. Był współzałożycielem, udziałowcem i prezesem zarządu BRE Asset Management (później Skarbiec Investment Management). W 2002 r. postanowił działać na własną rękę. Założył własne towarzystwo funduszy inwestycyjnych.

Podkreśla, że dzisiejsza Opera jest w dużej mierze zasługą jego żony. Teraz kolejną kobietą, która go w życiu motywuje, jest kilkumiesięczna córeczka.

Jan Kurp, szef Południowego Koncernu Energetycznego

Uznawany za symbol interesów energetyki przetrwał na stanowisku szefa Południowego Koncernu Energetycznego w dużej mierze dzięki silnemu poparciu załogi.

Niewiele brakowało, by stracił funkcję i padł ofiarą konsolidacji w energetyce, której był gorącym zwolennikiem. To właśnie Kurp przekonywał kolejnych ministrów do utworzenia wielkich grup z połączonych państwowych spółek.

A kierując PKE (drugim co do wielkości producentem energii w kraju), najpewniej liczył, że to jego firma będzie centrum konsolidacji na południu kraju. Stało się inaczej – powołano nowy holding Energetyka Południe i do niego włączono trzy grupy (w tym i PKE). Władze holdingu przeforsowały najpierw zmiany w radzie nadzorczej, a potem w zarządzie PKE – pojawili się w nim dwaj nowi wiceprezesi z dużymi ambicjami. Konflikt między nim a „nowymi wiceprezesami” narastał. Pracownicy popierali Kurpa, grożąc nawet strajkiem. Mimo to rada zebrała się we wrześniu, i to w niedzielę, ale związkowcy też wzięli w niej udział i nawet zabrali na te obrady taczki. Przeznaczyli je dla szefa rady nadzorczej. Ostatecznie nie użyli ich i spór został zażegnany. Filip Grzegorczyk nie zasiada już od kilku tygodni w radzie nadzorczej PKE, a ostatnio z zarządu odwołani zostali też dwaj wiceprezesi skonfliktowani z Janem Kurpem.

Radosław i Przemysław Koelner, Właściciele Koelner

Właściciele wrocławskiego producenta mocowań budowlanych w mijającym roku rozczarowali inwestorów pierwszy raz od wejścia na parkiet w 2004 r. Kurs spółki, rosnący dynamicznie od dwóch lat, zniżkował w ostatnich miesiącach o ponad 50 proc. Oprócz gorszej sytuacji na rynku przyczyniły się do tego skorygowane w dół prognozy wyników w 2007 r. oraz przedłużający się proces przejęcia łańcuckiego Śrubeksu (zakończony ostatecznie w połowie grudnia).

Kierujący firmą bracia Radosław (prezes) i Przemysław Koelner (szef rady nadzorczej) widzą konieczność uporządkowania przedsiębiorstwa, które w ostatnich latach rozwinęło się z lokalnego producenta w firmę liczącą się w swojej branży w Europie.

Szefowie Koelnera biznesu uczyli się od matki. Była pierwsza połowa lat 80. Mimo że kierowanie firmą Krystyna Koelner przekazała synom w 2000 r., nadal aktywnie uczestniczy w życiu spółki – odpowiada za rekrutację pracowników.

Mimo słabszego roku wrocławska firma jest liderem (z ponad 20-proc. udziałem) rodzimego rynku mocowań budowlanych. Ale bracia Koelner mierzą znacznie wyżej. Za parę lat ich spółka ma być w ścisłej czołówce branży w Europie, z przychodami na poziomie 450 mln euro rocznie. Na razie nadchodzący rok poświęcą na poprawę efektywności działania należących do grupy spółek.

Florian Fels, prezes Axel Springer Polska

Tego roku nie może zaliczyć do udanych przede wszystkim ze względu na spadającą sprzedaż wydawanego przez Axel Springer Polska „Dziennika”. To pierwszy duży projekt, w jaki wydawnictwo zainwestowało pod jego rządami. W kwietniu 2006 r. gazeta wystartowała ze sprzedażą na poziomie 250 tys. egz., ale w październiku 2007 r. jej sprzedaż wynosiła 176 052 egz. i była o 12,9 proc. niższa niż rok wcześniej (według danych o rozpowszechnianiu płatnym razem Związku Kontroli Dystrybucji Prasy), jej sprzedaży nie poprawiło uruchomienie codziennego dodatku gospodarczego z logo „The Wall Street Journal”. Start nowego dziennika i jego promocja obciążyły finansowo budżet polskiego oddziału Springera. W efekcie ubiegły rok wydawca zamknął 116 mln zł straty netto przy przychodach 522 mln zł. W tym roku fiaskiem zakończyły się też negocjacje niemieckiej centrali Springera z właścicielem Polsatu.

Florian Fels prezesuje wydawnictwu Axel Springer Polska od początku 2006 r. Wcześniej był wiceprezesem firmy. Ma 40 lat, jest żonaty i ma trzy córki. Studiował ekonomię i informatykę gospodarczą na Uniwersytetu Zagłębia Saary w Saarbrücken. Karierę zawodową związał z koncernem Axel Springer AG. Pracuje w tej firmie od 14 lat, a w jej polskim oddziale – od ośmiu. W niemieckiej centrali Springera odpowiadał m.in. za magazyny „Auto Bild” i „Sport Bild”, w Polsce zaczynał od stanowiska dyrektora wydawniczego „Newsweeka”, „Faktu” i „Profitu”.

Jarosław Bauc, były prezes Polkomtela

Przyszedł do Polkomtela z politycznej nominacji, ale kiedy jego polityczne „plecy” osłabły musiał odejść. W sprawie szefa spółki, której przychody przekraczają 6 mld zł każdy premier chce mieć coś do powiedzenia.

Doświadczenia w telekomunikacji nie miał, ale akurat jego nominacja przez ekipę PiS nie budziła kontrowersji. Doktor ekonomii, były minister finansów; obyty w świecie. Przez dwa lata kierował PTE Skarbiec-Emerytura, a więc nie bez menadżerskiego przygotowania. Za strategię spółki odpowiadali zresztą właściciele, a realizacji pilnowali dyrektorzy. Już trudniej było lawirować między akcjonariuszami. Pięciu na sześciu udziałowców chciało sprzedać swoje pakiety. Zaczynał się formalny spór przed sądem arbitrażowym o tryb odkupienia akcji od duńskiego TDC, bo brytyjski Vodafone chciał zablokować transakcję. Prawa do sprzedaży akcji natarczywie domaga się Orlen, ale za to nie spieszy się z tym KGHM. Ofiarą rozgrywek właścicielskich może paść prezes i tak się stało. Nie bez znaczenia był fakt, że Bauc był „człowiekiem” Marcinkiewicza, a nie Kaczyńskiego.

Racjonalnych argumentów do odwołania brakowało. Polkomtel skutecznie kontynuował strategię objęcia pozycji lidera, pod względem liczby użytkowników, komórkowym rynku, co obok dobrego wizerunku przyczynia przychodów z rozliczeń międzyoperatorskich. Polkomtel ma przy tym najwyższą rentowność pośród wszystkich operatorów.

Piotr Kownacki, szef PKN Orlen

Nie zdołał doprowadzić do fuzji PKN z grupą Lotos. Według Piotra Kownackiego efekty z połączenia obu grup można by liczyć w setkach milionów złotych. Prezes Orlenu zaproponował fuzję oficjalnie w czerwcu, a w sierpniu minister skarbu Wojciech Jasiński uznał, że to dobry pomysł. Gdyby nie wybory, najpewniej rząd mógłby przynajmniej rozpatrzyć plan połączenia obu firm. Zwłaszcza że szefowi Orlenu sprzyjała sytuacja. Mógł i używał hasła „obrona przed wrogim przejęciem”. Zapewniał, że dzięki fuzji Skarb Państwa miałby lepszą pozycję jako akcjonariusz. I jako przykład podawał sytuację węgierskiej firmy MOL, którą chce przejąć austriacki OMV. Jednocześnie mógł liczyć na poparcie nie tylko ministra skarbu – płocczanina Jasińskiego, ale też i prezydenta RP. Przez wiele lat Kownacki współpracował z Lechem Kaczyńskim w NIK i gdy pojawił się w zarządzie Orlenu w październiku ubiegłego roku, najpierw jako wiceprezes, dla nikogo nie było tajemnicą, że wkrótce zostanie szefem. Teraz plan fuzji to przeszłość. Polski rząd musiałby też gęsto się tłumaczyć w Brukseli z pomysłu powołania jednej firmy, która zdominuje rynek, a taką byłaby nowa grupa. Drugi powód to silny opór w Gdańsku, bo żadne zapewnienia, że fuzja nie sprowadzi Lotosu do roli zakładu zamiejscowego, nie brzmiały przekonująco. Kownacki najpewniej dotrwa do WZA podsumowującego 2007 r. , mimo trwającej karuzeli kadrowej. Nowy szef Orlenu pojawi się pewnie w połowie roku.

Aurelia Ostrowska, prezes Polfy Tarchomin

Kiedy w kwietniu 2007 r. obejmowała władzę w tarchomińskim zakładzie, wielu pracowników miało nadzieję, że pod nowym zarządem firma odzyska dawny blask. Nowa pani prezes mimo politycznych konotacji (trafiła do Polfy Tarchomin wprost ze stołecznego ratusza, gdzie kierowała Biurem Polityki Zdrowotnej) wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu zarówno pod względem wykształcenia, jak i doświadczenia: jest absolwentką m.in. studiów podyplomowych zarządzania w ochronie zdrowia i zarządzania w administracji publicznej, pracowała m.in. w Centrum Zdrowia Dziecka i Europejskim Biurze Światowej Organizacji Zdrowia.

Wydawało się, że znajomość problemów branży wykorzysta dla rozwoju spółki. W pierwszym miesiącu urzędowania zapowiadała porządki: pozbycie się nieprodukcyjnego majątku spółki, restrukturyzację zatrudnienia, znalezienie nowych partnerów biznesowych, także w Chinach i Indiach. Wtedy strata Polfy wynosiła 5 mln zł. Jednak dobre wrażenie prysło. W październiku załoga chciała Ostrowską wywieźć na taczkach, a teraz czeka na jej odwołanie. Powód? Według pracowników prezes nie zorganizowała przez trzy miesiące posiedzenia rady nadzorczej, która powinna zaakceptować umowę z bankami kredytującymi firmę, przez co o mało nie zamknięto kont. Związkowcy złożyli doniesienie do prokuratury. Dług firmy urósł do ok. 25 mln zł. Trwa konkurs, który ma wyłonić nowego prezesa.

Adam Szafrański, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki

Stracił funkcję ledwie dwa miesiące po jej objęciu, bo podjął niepolityczną decyzję o uwolnieniu cen energii elektrycznej od początku 2008 r. Decyzja niepolityczna oznacza w praktyce decyzję niepopularną społecznie, bo otwierającą drogę do większych niż dotąd, zgodnych przede wszystkim z oczekiwaniami energetyków, podwyżek cen. Ustępujący premier Jarosław Kaczyński nie chciał być z nią kojarzony. A byłby, bo to on podpisywał w sierpniu nominację dla Szafrańskiego, którego kandydaturę rekomendował minister gospodarki. Nieoficjalny powód dymisji to brak konsultacji z rządem w sprawie uwolnienia cen. Szafrański odrzucał ten zarzut. Jego następca – adwokat Mariusz Swora – natychmiast niemal po przyjęciu nominacji zapowiedział powrót do taryfowania. I zażądał od firm, by przysłały mu wnioski taryfowe. Wywołało to chaos na rynku, część spółek zdążyła już odebrać zawiadomienie o decyzji uwalniającej ceny. Zapowiedziały więc zaskarżenie nowego postanowienia i zrobiły to – skierowały sprawy do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Szafrański uważa, że odkładanie sprawy na następne lata jest błędem. Szafrański trafił do URE z Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie jest adiunktem w Zakładzie Administracyjnego Prawa Gospodarczego i Bankowego. Specjalizuje się w prawie europejskim i gospodarczym. Studiował m.in. na Uniwersytecie w Ratyzbonie, a pracował w Biurze Analiz Sejmowych jako ekspert ds. legislacji.

Ci, którzy działali zgodnie z tą maksymą rok 2007 z pewnością zapiszą do udanych.

Do grona wygranych w tym roku przedstawicieli świata polskiej gospodarki wpisuje się Jan Kolański, właściciel Jutrzenki. Jego firma została liderem krajowego rynku słodyczy. Mniej słodyczy niż Jutrzenka sprzedają dziś w Polsce takie światowe potęgi jak Nestle, Kraft Foods czy Master Foods. Polska to jednak dla niego za mało. Teraz chce być liczącym się producentem żywności w Europie Środkowo-Wschodniej. I z pewnością ma na to szanse. Podobnie jak Maciej Kwiatkowski, prezes i główny akcjonariusz Opera TFI, największego niezależnego towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Jego przykład pokazuje, że w dwa lata można zrobić prężny biznes z niczego. Dzięki wierze w sukces i zaufaniu klientów. Wystartował z milionem złotych, a dziś jego firma zarządza ponad 1,5 mld złotych. Wiara w sukces pomogła też Stansławowi Kluzie wygrać wojnę o przejęcie nadzoru bankowego przez Komisję Nadzoru Finansowego, którą kieruje. A rywala miał silnego – Narodowy Bank Polski. Najbliższe lata pokażą, czy połączenie nadzorów miało sens. Okaże się też, czy spełni się marzenie Kluzy o nadzorze opartym na ekspertach.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje