Przyszedł do Polkomtela z politycznej nominacji, ale kiedy jego polityczne „plecy” osłabły musiał odejść. W sprawie szefa spółki, której przychody przekraczają 6 mld zł każdy premier chce mieć coś do powiedzenia.
Doświadczenia w telekomunikacji nie miał, ale akurat jego nominacja przez ekipę PiS nie budziła kontrowersji. Doktor ekonomii, były minister finansów; obyty w świecie. Przez dwa lata kierował PTE Skarbiec-Emerytura, a więc nie bez menadżerskiego przygotowania. Za strategię spółki odpowiadali zresztą właściciele, a realizacji pilnowali dyrektorzy. Już trudniej było lawirować między akcjonariuszami. Pięciu na sześciu udziałowców chciało sprzedać swoje pakiety. Zaczynał się formalny spór przed sądem arbitrażowym o tryb odkupienia akcji od duńskiego TDC, bo brytyjski Vodafone chciał zablokować transakcję. Prawa do sprzedaży akcji natarczywie domaga się Orlen, ale za to nie spieszy się z tym KGHM. Ofiarą rozgrywek właścicielskich może paść prezes i tak się stało. Nie bez znaczenia był fakt, że Bauc był „człowiekiem” Marcinkiewicza, a nie Kaczyńskiego.
Racjonalnych argumentów do odwołania brakowało. Polkomtel skutecznie kontynuował strategię objęcia pozycji lidera, pod względem liczby użytkowników, komórkowym rynku, co obok dobrego wizerunku przyczynia przychodów z rozliczeń międzyoperatorskich. Polkomtel ma przy tym najwyższą rentowność pośród wszystkich operatorów.
Piotr Kownacki, szef PKN Orlen
Nie zdołał doprowadzić do fuzji PKN z grupą Lotos. Według Piotra Kownackiego efekty z połączenia obu grup można by liczyć w setkach milionów złotych. Prezes Orlenu zaproponował fuzję oficjalnie w czerwcu, a w sierpniu minister skarbu Wojciech Jasiński uznał, że to dobry pomysł. Gdyby nie wybory, najpewniej rząd mógłby przynajmniej rozpatrzyć plan połączenia obu firm. Zwłaszcza że szefowi Orlenu sprzyjała sytuacja. Mógł i używał hasła „obrona przed wrogim przejęciem”. Zapewniał, że dzięki fuzji Skarb Państwa miałby lepszą pozycję jako akcjonariusz. I jako przykład podawał sytuację węgierskiej firmy MOL, którą chce przejąć austriacki OMV. Jednocześnie mógł liczyć na poparcie nie tylko ministra skarbu – płocczanina Jasińskiego, ale też i prezydenta RP. Przez wiele lat Kownacki współpracował z Lechem Kaczyńskim w NIK i gdy pojawił się w zarządzie Orlenu w październiku ubiegłego roku, najpierw jako wiceprezes, dla nikogo nie było tajemnicą, że wkrótce zostanie szefem. Teraz plan fuzji to przeszłość. Polski rząd musiałby też gęsto się tłumaczyć w Brukseli z pomysłu powołania jednej firmy, która zdominuje rynek, a taką byłaby nowa grupa. Drugi powód to silny opór w Gdańsku, bo żadne zapewnienia, że fuzja nie sprowadzi Lotosu do roli zakładu zamiejscowego, nie brzmiały przekonująco. Kownacki najpewniej dotrwa do WZA podsumowującego 2007 r. , mimo trwającej karuzeli kadrowej. Nowy szef Orlenu pojawi się pewnie w połowie roku.
Aurelia Ostrowska, prezes Polfy Tarchomin
Kiedy w kwietniu 2007 r. obejmowała władzę w tarchomińskim zakładzie, wielu pracowników miało nadzieję, że pod nowym zarządem firma odzyska dawny blask. Nowa pani prezes mimo politycznych konotacji (trafiła do Polfy Tarchomin wprost ze stołecznego ratusza, gdzie kierowała Biurem Polityki Zdrowotnej) wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu zarówno pod względem wykształcenia, jak i doświadczenia: jest absolwentką m.in. studiów podyplomowych zarządzania w ochronie zdrowia i zarządzania w administracji publicznej, pracowała m.in. w Centrum Zdrowia Dziecka i Europejskim Biurze Światowej Organizacji Zdrowia.
Wydawało się, że znajomość problemów branży wykorzysta dla rozwoju spółki. W pierwszym miesiącu urzędowania zapowiadała porządki: pozbycie się nieprodukcyjnego majątku spółki, restrukturyzację zatrudnienia, znalezienie nowych partnerów biznesowych, także w Chinach i Indiach. Wtedy strata Polfy wynosiła 5 mln zł. Jednak dobre wrażenie prysło. W październiku załoga chciała Ostrowską wywieźć na taczkach, a teraz czeka na jej odwołanie. Powód? Według pracowników prezes nie zorganizowała przez trzy miesiące posiedzenia rady nadzorczej, która powinna zaakceptować umowę z bankami kredytującymi firmę, przez co o mało nie zamknięto kont. Związkowcy złożyli doniesienie do prokuratury. Dług firmy urósł do ok. 25 mln zł. Trwa konkurs, który ma wyłonić nowego prezesa.
Adam Szafrański, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki
Stracił funkcję ledwie dwa miesiące po jej objęciu, bo podjął niepolityczną decyzję o uwolnieniu cen energii elektrycznej od początku 2008 r. Decyzja niepolityczna oznacza w praktyce decyzję niepopularną społecznie, bo otwierającą drogę do większych niż dotąd, zgodnych przede wszystkim z oczekiwaniami energetyków, podwyżek cen. Ustępujący premier Jarosław Kaczyński nie chciał być z nią kojarzony. A byłby, bo to on podpisywał w sierpniu nominację dla Szafrańskiego, którego kandydaturę rekomendował minister gospodarki. Nieoficjalny powód dymisji to brak konsultacji z rządem w sprawie uwolnienia cen. Szafrański odrzucał ten zarzut. Jego następca – adwokat Mariusz Swora – natychmiast niemal po przyjęciu nominacji zapowiedział powrót do taryfowania. I zażądał od firm, by przysłały mu wnioski taryfowe. Wywołało to chaos na rynku, część spółek zdążyła już odebrać zawiadomienie o decyzji uwalniającej ceny. Zapowiedziały więc zaskarżenie nowego postanowienia i zrobiły to – skierowały sprawy do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Szafrański uważa, że odkładanie sprawy na następne lata jest błędem. Szafrański trafił do URE z Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie jest adiunktem w Zakładzie Administracyjnego Prawa Gospodarczego i Bankowego. Specjalizuje się w prawie europejskim i gospodarczym. Studiował m.in. na Uniwersytecie w Ratyzbonie, a pracował w Biurze Analiz Sejmowych jako ekspert ds. legislacji.