Rozwiązywanie problemów, na które napotykamy na drodze przechodzenia od giełdy lokalnej do giełdy regionalnej, nie jest możliwe, jeśli się problemu nie nazwie i nie zdefiniuje. Od czasu do czasu można odkryć, że jakieś problemy nigdy dotąd nie zostały nawet nazwane w debacie publicznej, choć one zawsze istniały.
Szanse polskiego rynku kapitałowego w konkurencji z innymi zależą w moim przekonaniu od naszej gotowości i zdolności do nazywania problemów.
W Polsce rozwiązywanie problemów w sferach angażujących zainteresowanie społeczne nie jest rzeczą prostą. Bywa tak, że w debacie publicznej wiele miejsca zajmuje natychmiast dywagacja wokół różnych „metaproblemów”: komu zaszkodzimy, podejmując określone działanie; kto za czym stoi, i jakie są „prawdziwe” motywy podjęcia określonego projektu. Są to mentalnościowe bariery rozwoju, ponieważ tego rodzaju reakcje oznaczają skupienie uwagi na okolicznościach ubocznych, nierzadko wymyślonych. A przecież są społeczeństwa, które skupione są na podejmowaniu inicjatyw i rozwiązywaniu problemów, i takie odnoszą największe sukcesy gospodarcze.
Przyszłość polskiego rynku rozgrywa się między innymi w warstwie instytucjonalnej. Realizację strategii regionalnej GPW wspomaga rosnąca konkurencja w sektorze firm inwestycyjnych, innych instytucji finansowych i firm otoczenia biznesu. Firmy inwestycyjne poszukują w związku z tym możliwości wzbogacenia oferty dla klientów. Może to nastąpić przez zwiększenie zasięgu usług (np. eksploracja zagranicznych rynków i wprowadzanie na rynek spółek międzynarodowych), a także doskonalenia usług (np. położenie większego nacisku na dokonywanie analiz inwestycji na rynku akcji). Konieczność sprostania międzynarodowej konkurencji przez GPW powoduje, przykładowo, że nasza infrastruktura musi przestawić się na dłuższy dzień obrotu giełdowego, niż to jest obecnie. Wydłużenie czasu trwania sesji giełdowej na GPW nie jest fanaberią. Nie jest także spowodowane przede wszystkim kalkulacją, że wydłużenie sesji przyniesie zwiększenie obrotów. Głównym motywem takiej reformy, angażującej bez wątpienia cały rynek, od firm inwestycyjnych przez samą GPW po dystrybutorów informacji i media, jest potrzeba dostosowania się do standardu europejskiego. Dzięki temu zyskamy narzędzie obrony przed konkurencyjnymi platformami, które już niedługo zaczną interesować się polskimi akcjami. Stworzymy również dłuższą „zakładkę” (overlap) z rynkiem amerykańskim, która obecnie jest zbyt krótka i sprawia, że rynek GPW nie ma szansy prawidłowo absorbować i przetwarzać informacji z rynku amerykańskiego, inaczej niż inne giełdy europejskie. Obecnie nim GPW w pełni odczuje skutki reakcji na sytuację na rynku amerykańskim, kończy się sesja w Warszawie. Rynek nie przechodzi więc płynnie do przetwarzania informacji, które mają wpływ na otwarcie sesji w dniu następnym.
Nieliczne giełdy europejskie, na których sesja kończyła się o podobnej porze, co w Warszawie, z tego powodu dokonały już jej wydłużenia. Rynek giełdowy widziany od strony instytucji to sieć biznesowa. Fundamentalnie ważna jest jakość połączeń między elementami tej sieci. Poprzez te połączenia odbywa się i konkurencja, i współpraca. A ponieważ sieć zarzucona jest na przedsiębiorców i inwestorów, których obecności chcemy na rynku, giełdzie zależy na tym, aby ta sieć była niezawodna, jak najbardziej międzynarodowa i jak najbardziej efektywna. Na tym tle warto też spojrzeć na bliskie już przekształcenie struktury akcjonariatu GPW – powinno się ono wpisać w dalsze tkanie tej sieci biznesowej i wzmacnianie jakości połączeń między GPW a uczestnikami rynku. W tej sieci połączeń istniejemy wszyscy – instytucje nadzoru, instytucje infrastruktury, takie jak GPW i KDPW, firmy inwestycyjne, ludzie zajmujący się fachowym komentowaniem i analizowaniem sytuacji rynkowej, media. Praktyki i zwyczaje kooperacji i komunikacji pomiędzy tymi podmiotami ciągle ewoluują i są coraz bogatsze. Dochodzi między nimi do nieuniknionych, a zarazem normalnych i najczęściej pożądanych, napięć. Tych napięć nie należy się obawiać. Kontrowersja, niezgoda na rzeczywistość, polemika i debata, są czynnikami wzmacniającymi, a nie osłabiającymi rynki finansowe. Jest to moim zdaniem szczególnie istotne na rynkach przechodzących przez początkowe etapy rozwoju. Zgoda buduje, a niezgoda rujnuje, ale udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku, nie prowadzi do tworzenia nowych jakości, lecz do zastoju na rynku idei i rynku innowacji mających na celu zwiększenie zdolności konkurencyjnej. Niekiedy degeneruje się to w owczy pęd, jak ostatnio na rynku amerykańskim, wywołując bardzo poważny kryzys.
Strategicznie ważnym składnikiem rynku kapitałowego są regulacje. Mimo całej dynamiki procesów rynkowych, wymuszających, jak by się wydawało, modernizację w obszarze regulacyjnym, w tej sferze od lat funkcjonują bariery wobec szybszego rozwoju. Mają one różne przyczyny. Niektóre są owocem nadmiernej asekuracji, inne produktem myślenia formalistycznego. Ułomność regulacji bywa też pochodną próby oparcia procesu regulacyjnego na zbyt szerokim konsensusie. Takie praktyki doprowadzają zazwyczaj do powstania regulacji nie w pełni odpowiadających potrzebom rozwijającego się rynku – choć pozornie powinno być inaczej, skoro regulacja jest efektem kompromisu. A jeżeli regulacja rynku finansowego nie w pełni odpowiada jego potrzebom, to z reguły nie stanowi czynnika rozwoju, lecz jest czynnikiem regresu.