Na Węgrzech jest uważany za człowieka, w którego rękach znalazło się zbyt wiele władzy. I wcale nie dlatego, że zalicza się do najbogatszych obywateli tego kraju. OTP zgromadził na swoich rachunkach ponad 30 proc. wszystkich depozytów, udzielił ponad jednej czwartej wszystkich kredytów konsumpcyjnych, wydał także dwie trzecie wszystkich kart płatniczych.
Zawsze potrafił ułożyć sobie pracę, niezależnie od tego, jaka partia sprawowała władzę. Uwielbia się bawić. Aby podjąć swoich przyjaciół, wynajmuje całe restauracje. Ale kiedy pracuje, nie wychodzi z gabinetu przez 14, a nawet 16 godzin. Wakacje?
– Co to są wakacje? – pyta. Na początku prezesury nie odpoczywał poprzez trzy kolejne lata.
Lajos Bokros, były minister finansów i pracownik Banku Światowego, otwarcie mówi, że nie jest dobrze, kiedy tak wielkie bogactwo i tak ogromna władza znalazły się w rękach tylko jednego prezesa. 55-letni dzisiaj Csanyi, słysząc te zarzuty, tylko wzrusza ramionami. – To, że jestem tak wpływowy i tak bogaty, dowodzi, iż odniosłem w życiu sukcesy. To też jest prawdą, bo tylko w ciągu ubiegłych trzech lat zyski OTP rosły średnio o 25 proc. rocznie, a 80 proc. akcji banku należy do zagranicznych instytucji finansowych.
Csanyi jest jego prezesem od 1992 roku. Przejął typowy bank państwowy gospodarki centralnie sterowanej. Ale już po trzech latach jego prezesury OTP spokojnie mógł konkurować z zagranicznymi bankami obecnymi na Węgrzech. Sukcesem było wprowadzenie OTP na giełdę w 1995 roku. W latach 1995 – 1999 wydał 100 mln dol. na nowoczesne technologie i zwolnił 40 proc. personelu. Kiedy konkurencja walczyła o dochodowy rynek finansów korporacyjnych, Csanyi skupił się na tym, co znał najlepiej – detalu. I wygrał.