Nieżyciowe przepisy, rygoryzm prawny wykraczający poza przyjęte w Unii dyrektywy czy niedotrzymywanie określonych przez prawo terminów na wydanie decyzji towarzyszą każdej polskiej inwestycji. Żeby być sprawiedliwym, trzeba jednak zwrócić uwagę, że zła ustawa o zamówieniach publicznych to jedno, a błędy w specyfikacjach przetargowych wynikające z braku przeszkolenia piszących je urzędników oraz wykorzystywanie przez konkurencję każdego potknięcia zwycięzcy przetargu do jego unieważnienia – to drugie.
Tuż przed półroczem swego funkcjonowania rząd przyjął najbardziej pilne zmiany. Jest szansa, że pozwolą one na skrócenie przygotowań do inwestycji przynajmniej o dwa lata. Warto odnotować takie propozycje, jak: połączenie lokalizacji inwestycji i udzielenia pozwolenia na budowę w tzw. zezwolenie na realizację inwestycji drogowej, ustanowienie kar za nieprzestrzeganie terminów wydania powyższego zezwolenia czy wyeliminowanie z zamówień publicznych oczywistych błędów pisarskich i oczywistych błędów rachunkowych jako przyczyn unieważniania przetargów.
Nawet świetne ustawy mogą jednak niewiele dać, jeżeli nie zwiększy się liczba dobrze uposażonych urzędników w biurach urzędów wojewódzkich, gdzie podejmowane są decyzje o inwestycji. Hasło taniego państwa może nas w tym przypadku drogo kosztować.
Na plus dla rządu trzeba zaliczyć zakończenie wojny z ekologami, która prowadziła donikąd lub ewentualnie przed oblicze Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, blokującej realizację budowy obwodnicy Augustowa. Do końca roku Bruksela otrzyma ostateczną listę obszarów chronionych Natura 2000. W Sejmie jest nowela ustawy o ochronie środowiska, która naprawiając błędy w naszym ustawodawstwie, wykluczy ryzyko zablokowania samych tylko inwestycji drogowych w ponad 300 miejscach.
Te spóźnione zmiany oczywiście nie gwarantują, że każda inwestycja będzie teraz realizowana bez problemów. Bez nich jednak odsetek dróg realizowanych ze znacznym opóźnieniem byłby większy.