Wicepremier Pawlak nazwał te słowa „miłą niespodzianką”. Pytanie, czy zamysłem premiera było zrobienie wrażenia w pierwszym dniu Forum, czy też rzeczywiście przedstawił cel, za którym pójdzie konkretny plan działania rządu. W tym drugim przypadku pojawia się od razu pytanie, jaki mógłby być to plan, biorąc pod uwagę istniejące ograniczenia, zarówno ekonomiczne, jak i czasowe.
Po pierwsze, wejście do strefy euro powinno poprzedzać dwuletnie uczestnictwo w systemie ERM2, a do początku 2011 r. pozostało niewiele ponad dwa lata. Dodatkowo należy dać czas Komisji Europejskiej i EBC na ocenę trwałości spełnienia wszystkich kryteriów. Tak więc premier zakłada, że dostaniemy zielone światło na wprowadzenie euro, będąc w systemie ERM2 krócej niż dwa lata. Jest to wykonalne, choć trudne do zrealizowania.
Po drugie, jeszcze niedawno minister finansów twierdził, że wejście do systemu ERM2 wymaga stabilnej sytuacji na rynkach globalnych. Chyba niewiele osób tym argumentem przekonał, ale deklaracja premiera może oznaczać, że minister zmienił zdanie (o ile również nie został zaskoczony deklaracją). Aby jednak wejść do ERM2, dobrze byłoby spełnić wcześniej inne kryteria, a wbrew optymistycznej prognozie Ministerstwa Finansów średnioroczna inflacja będzie raczej wyższa niż 3 proc. w 2009 r. i wyższa od kryterium z Maastricht.
Po trzecie, według opinii przedstawicieli Ministerstwa Finansów do wprowadzenia euro może być konieczna zmiana konstytucji, a oprócz tego mowa była o referendum. Powinno to nastąpić jeszcze przed wejściem do ERM2.
Powyższe argumenty (a to nie wszystkie) wskazują, że na euro w 2011 r. jest już raczej za późno. Jeśli rząd rzeczywiście miał taki cel, to szkoda, że nie przedstawił tej koncepcji od razu po wyborach, tylko czekał na pierwsze wystąpienie premiera w Krynicy. Jednak deklaracja jest o tyle istotna, że bardziej prawdopodobne stają się daty 2012 – 2013, a nie późniejsze, o których zaczęli już myśleć niektórzy uczestnicy rynku. W tym sensie reakcja rynków finansowych na słowa premiera mogła być częściowo uzasadniona. Niemniej należy pamiętać, że duża skala reakcji rynku walutowego wynikała z faktu, że po znacznym osłabieniu złotego rynek potrzebował zapalnika, który pomógłby odreagować ostatnie spadki.