Plan opracowany przez Departament Skarbu USA oraz Zarząd Rezerwy Federalnej zakłada, że państwowy fundusz będzie skupował od banków toksyczne obligacje związane z rynkiem nieruchomości. Szef Fed Ben Bernanke tłumaczył w Kongresie, że ceny tych papierów w czasach panicznej wyprzedaży spadły zbyt nisko i poprzez skup będzie można przywrócić im fundamentalną wartość, na czym zyskają banki, a państwo nie straci (przepływy finansowe z obligacji pozwolą pokryć wydatki na ich zakup). Instytucje finansowe pozbędą się substancji, która wypalała ich bilanse i znów odkręcą kurek z pieniędzmi dla kredytobiorców. Ale czy rzeczywiście?
Wielu ekonomistów – m.in. Jeremi Stein z Uniwersytetu Harwarda czy Anil Kashyap z Uniwersytetu Chicago – uważa, że skup nie wystarczy. Twierdzą, że bankom wciąż będzie brakowało kapitału, a plan nie odpowiada na pytanie, skąd go wziąć. Nie mówi też, jaka ma być cena skupowanych papierów. Luigi Zingales z Uniwersytetu Chicago twierdzi, iż niemal pewne jest, że w negocjacjach na linii bankier – urzędnik zwycięży ten pierwszy, czyli obligacje będą sprzedawane państwowemu funduszowi zbyt drogo. Będzie to forma dokapitalizowania banków (które zyskają), ale na koszt podatnika (fundusz nie odzyska pieniędzy wydanych na zakup obligacji).
Czy można inaczej rozwiązać problem? Republikanie uważają, że, wspomagając banki, fundusz powinien nabywać w nich udziały, co dawałoby szanse na zyskii chroniło podatnika. Stein i Kashyap dodają sugestię, aby fundusz występował w roli sądu upadłościowego, który może zmusić bank do restrukturyzacji długu i zamiany jego części na akcje. Problem w tym, że takie rozwiązania są mniej wygodne dla banków, które liczą na szybką i bezpośrednią pomoc państwa.
Pojawiają się oskarżenia, że amerykańska administracja i Fed działają pod dyktando Wall Street. I istnieje argument, który ułatwia przyznanie racji przeciwnikom planu. Wpływy bankierów doprowadziły do poważnych zaniechań regulacyjnych, które leżą u źródeł kryzysu finansowego. Można założyć, że znów wywierają oni presję, aby pójść łatwiejszą drogą. Łatwiejszą nie znaczy bardziej skuteczną.