No i bardzo dobrze – plany nie mogą być oderwane od rzeczywistości, a każdy, kto sprzedaje, powinien zabiegać o jak najwyższą cenę. Tylko czy takie argumenty trafią do związkowców z KHW, którzy, owszem, zgodzili się na prywatyzację, ale pod warunkiem, że rząd nigdy nie odda firmy w ręce inwestora branżowego? To pytanie jest oczywiście retoryczne – nie zgodzą się, a wszyscy wiedzą, jak zdeterminowani potrafią być górnicy w obronie swoich racji.
Dlatego o wiele ciekawsza jest kwestia, co zrobi wicepremier, gdy napotka na opór organizacji pracowniczych. Ugnie się i odkręci sprawę czy też niczym Margaret Thatcher ostentacyjnie zignoruje związkowców?
Żadne z tych rozwiązań nie byłoby jednak dobre. Sytuacja Polski na szczęście nie wymaga, aby Waldemar Pawlak stał się Żelazną Damą. Powinien jednak spróbować dokonać innego, kto wie czy nie trudniejszego, wyczynu – przekonać górników do swoich racji.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Być może nawet się nie uda i kopalnie zastrajkują, a w stolicy pojawią się związkowcy. Ale rząd powinien ćwiczyć się w sztuce negocjacji społecznych, którą, podobnie zresztą jak poprzednie ekipy, ma słabo opanowaną.
Jeżeli bowiem ministrowie chcą zrobić coś sensownego dla gospodarki, muszą nauczyć się zjednywać ludzi do niepopularnych decyzji. Trzeba ich podjąć jeszcze bardzo dużo.