Wspólna waluta zapewnia państwom Unii Europejskiej stabilizację gospodarczą i chroni przed finansową zapaścią – twierdzą politycy. Ale w krajach takich jak Polska nie chodzi przecież o utrzymanie dobrobytu, lecz o jego osiągnięcie.
Rok po wymianie lirów włoskie media stwierdziły: „Euro zrujnowało włoską gospodarkę i wielu ludzi doprowadziło do bankructwa”. Organizacje konsumenckie uderzyły na alarm: ci, którym wiodło się nieźle, nie mogą związać końca z końcem.
Czy wprowadzenie euro rzeczywiście obniżyło standard życia w państwach Wspólnoty? To absurd, odpowiadają politycy i ekonomiści. Przeciętni obywatele mają na ten temat inne zdanie: euro kojarzy im się z eksplozją podwyżek cen i po upływie dekady od największej w dziejach świata wymiany pieniędzy wielu nadal tęskni za walutami narodowymi.
[srodtytul]Droższe nawet prostytutki[/srodtytul]
Pierwszym i niewątpliwym osiągnięciem euro jest to, że Europejczycy mogą z łatwością porównywać ceny na niemal całym obszarze Unii. Volkswagena golfa bardziej opłaca się kupić w Belgii niż w Portugalii, a jeśli tankować, to tylko w Grecji, gdzie paliwo jest o połowę tańsze niż w Niemczech. Piwo kosztuje najmniej w Hiszpanii.