Kryzys może mieć swoje dobre strony

- Gdyby Chiny miały inny reżim kursowy, rozwijałyby się wolniej, nie eksportowałyby deflacji, a Amerykanie więcej płaciliby za towary i kredyty - mówi Bogusław Grabowski, szef Skarbiec Asset Management Holding

Publikacja: 11.05.2009 02:23

Bogusław Grabowski, dr nauk ekonomicznych, ukończył Uniwersytet Łódzki. Był m.in. wicewojewodą łódzk

Bogusław Grabowski, dr nauk ekonomicznych, ukończył Uniwersytet Łódzki. Był m.in. wicewojewodą łódzkim i prezesem LG Petro Banku, od 1998 roku do 2004 zasiadał w Radzie Polityki Pieniężnej. Od 2004 do 2006 roku szefował PTE Skarbiec-Emerytura, obecnie jest prezesem Skarbiec Asset Management Holding

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

[b]RZ: Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozują spadek produktu krajowego brutto dla Polski. Jest źle?[/b]

[b]Bogusław Grabowski:[/b] To nie jest najważniejsza sprawa. Kryzys to sytuacja, w której dochodzi do gwałtownego pogorszenia warunków prowadzenia działalności gospodarczej. A to widać gołym okiem chociażby w tym, że gwałtownie spadły zamówienia eksportowe, kurs złotego silnie się waha, utrudnił się znacznie dostęp do kredytu bankowego. W takiej sytuacji szefowie firm skracają horyzont podejmowania decyzji, rezygnują z inwestycji, z bardziej ryzykownych przedsięwzięć. Czy wynikiem tego będzie to, że przez dwa kwartały będziemy mieli ujemną dynamikę PKB, czy będziemy mieli lekko powyżej zera, to sprawa drugorzędna i z punktu widzenia rosnącego bezrobocia rzecz bez większego znaczenia.

[b]Czy u nas naprawdę będzie recesja?[/b]

Licząc kwartał do kwartału, polska gospodarka wejdzie w recesję, na co wskazują dane za czwarty kwartał ubiegłego roku, kiedy to tempo było niewiele wyższe od zera. Ale w Polsce za dużo wagi przywiązuje się do tych prognoz, a za mało do instrumentów, które ten kryzys mogłyby złagodzić. A samo prognozowanie jest bardzo trudne, bo trzeba ocenić wpływ dwóch głównych czynników, które zdecydują o kondycji gospodarki. Mowa załamaniu na rynku kredytów oraz spadku eksportu z którego prognozowaniem nie radzą sobie o wiele bardziej przygotowane ośrodki badawcze w Niemczech czy USA.

[b]Ale czy sytuacja poprawi się w 2010 roku?[/b]

Nastroje konsumentów będą w Polsce jeszcze gorsze niż teraz, bezrobocie będzie bardziej męczące, dłużej będzie trwał okres niskiego wzrostu wynagrodzeń, będzie mniej premii i bonusów. Ale powrotu do 20-proc. bezrobocia nie będzie. 

[b]A jak pan ocenia działalność rządu w walce z kryzysem?[/b]

Ten kryzys pokazał, jak w globalnym środowisku takie gospodarki jak polska stają się nie podmiotem, ale przedmiotem procesów gospodarczych. A efekt jest taki, że nasza suwerenność ekonomiczna jest coraz mniejsza. W normalnej sytuacji kryzys gospodarczy i spadek popytu prywatnego kompensuje się większym popytem publicznym, a to wiąże się z powiększeniem się deficytu budżetowego. To także zadziała w Polsce – ponad wszelką wątpliwość deficyt sektora finansów publicznych będzie w tym roku większy niż w poprzednim. Można się zastanawiać, czy oprócz powiększenia deficytu na skutek mniejszych dochodów nie zwiększyć także wydatków. Biorąc pod uwagę to, że mamy spadek płynności na rynkach finansowych świata i odpływ kapitału do wiarygodnych gospodarek (co nie oznacza, że mających problemy), to zwiększanie wydatków jest działaniem kompletnie nieodpowiedzialnym. I dlatego Polska trochę biernie musi przyjmować sytuację zewnętrzną, bo nie ma na nią dużego wpływu.

[b]Rząd więc nie powinien nic robić?[/b]

Nie, możemy zrobić to, co rząd zaproponował. Należałoby to w końcu zrobić, a na razie dostajemy kolejne dowody na niską efektywność polskiego państwa. Rządowy pakiet antykryzysowy został zaprezentowany jesienią, formę ustaw przyjął wiosną, a jeszcze nie został wprowadzony w życie. A ile czasu minęło od zaprzysiężenia Baracka Obamy do uchwalenia pakietu stymulowania gospodarki o wartości 800 mld dol., czyli 6 proc. PKB? Miesiąc. To świadczy o efektywności tamtejszej administracji. Intelektualnie pakiet polskiego rządu jest dobry, ale to wszystko rozbija się o aparat państwa.

[wyimek]Kryzys to wynik zderzenia amerykańskiego i chińskiego modelu rozwoju. Amerykanie żyli na kredyt – jest im łatwo, bo zadłużają się we własnej walucie, która stanowi 70 proc. światowych rezerw walutowych[/wyimek]

[b]Wspominał pan, że deficyt sektora będzie większy niż w zeszłym roku, a deficyt budżetowy też się rozrośnie. Do jakiego poziomu?[/b]

Wszystkie instytucje parabudżetowe dokonywały prognoz na ten rok, korzystając z założeń budżetu centralnego. Zatem i tam należy się liczyć z większymi deficytami, choćby z powodu wzrostu popytu na świadczenia, ucieczkami w szarą strefę czy niższymi wpływami ze składek pracowniczych. A tych deficytów nie można uzupełniać np. kredytami z powodu sytuacji banków. Nie można też wzywać do nowelizacji budżetu co dwa – trzy miesiące, ale latem deficyt zostanie powiększony do powyżej 30 mld zł.

[b]Czy NBP może się przyczynić do poprawy sytuacji na rynku międzybankowym?[/b]

To nie jest najważniejsza sprawa. Kryzys to sytuacja, w której dochodzi najpierw do gwałtownego zwiększenia relacji kredytów do depozytów, bo banki otrzymywały pieniądze od swoich zagranicznych właścicieli, a w chwili, kiedy to wsparcie się skończyło, banki musiały gwałtownie odbudować depozyty. Obniżanie stóp procentowych w celu pobudzenia akcji kredytowej w tej sytuacji było skazane na porażkę i RPP zrobiła błąd, tnąc stopy tak gwałtownie, nie zwiększając jednocześnie zasilania sektora w kredyt, ale dostosowany do potrzeb banków (czyli na odpowiedni okres i przy odpowiednio szerokiej liście zabezpieczeń). NBP też nie jest zbyt efektywny – kilka miesięcy zajęło mu wprowadzenie na listę dozwolonych zabezpieczeń obligacji indeksowanych inflacją. A tu liczy się czas – podobnie jak w przypadku planów rządowych. Jednak moim zdaniem RPP i NBP mogą jedynie uratować kilka dziesiątych procent wzrostu gospodarczego.

[b]Gdyby rząd i NBP działały szybciej, to byłaby szansa na lepsze przetrwanie kryzysu?[/b]

Kilka lat temu już zmarnowaliśmy najlepszy czas do wejścia do ERM2 (korytarz walutowy poprzedzający wejście do strefy euro – przyp. red.) i trzeba o tym pamiętać. Teraz mamy taką sytuację, która uniemożliwia wejście do tego systemu z dwóch powodów. Kurs centralny musi być zbliżony do kursu równowagi, a jednocześnie nie może odbiegać od średniej kursu z ostatnich dwóch – trzech miesięcy. Trudno mówić, że kurs na poziomie 4,60 zł za euro jest kursem równowagi, a z drugiej strony nie można też przy takim kursie ogłosić światu, że kurs wymiany ustalamy na poziomie 3,90 zł za euro. Uprawiane dywagacje o szybkim wejściu do ERM2 to po prostu czcza gadanina. Oczywiście trzeba robić wszystko, żeby wejść do ERM2, ale nie na wszystko mamy wpływ. Realnym terminem na wejście do węża walutowego jest pierwsza połowa 2010 roku. I dobrze, bo całe to osłabienie złotego pomoże nam wejść do strefy euro po kursie lepszym niż Słowacja.

[b]Gospodarki lepiej rozwinięte szybciej wyjdą z kryzysu?[/b]

Jest chyba jeszcze za wcześnie, by mówić o wychodzeniu z kryzysu. Przed kryzysem gospodarka światowa była jak lokomotywa pędząca w przepaść. Na razie mamy do czynienia z próbą naprawienia torów, ale nie z ich skręcaniem. Kryzys to wynik zderzenia amerykańskiego i chińskiego modelu rozwoju. Amerykanie żyli na kredyt – jest im łatwo, bo zadłużają się we własnej walucie, która stanowi 70 proc. światowych rezerw walutowych. Dziwi mnie obecne zmartwienie Chińczyków bojących się tego, że USA drukują dolary, co spowoduje spadek wartości tej waluty. Trzeba było ich nie gromadzić. Świat teraz płaci za sztuczne podtrzymywanie koniunktury w USA i model przyspieszonego rozwoju Chin. Gdyby Chiny miały inny reżim kursowy, rozwijałyby się wolniej, nie eksportowałyby [link=http://www.rp.pl/artykul/5,303731_Trzeci_miesiac_deflacji_w_Chinach_.html]deflacji[/link], a Amerykanie więcej płaciliby za towary i kredyty.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację