Napływy środków są pochodną dobrej koniunktury na rynkach akcji, która utrzymuje się od połowy lutego. Obserwowane odbicie jest jednym z najszybszych w historii. Czy jednak te zwyżki to już wyczekiwane uzdrowienie?
Historycznie rynek akcji wyprzedzał sytuację w gospodarce o cztery – sześć miesięcy. W mojej opinii jednak na trwałe odwrócenie trendu spadkowego musimy jeszcze poczekać.
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem dla światowej gospodarki będzie powolne wychodzenie z kryzysu. Mimo ostatnich sygnałów poprawy sytuacji rynki nadal są w stanie głębokiej nierównowagi. W ostatnich dniach odżyły obawy o sytuację w USA. Według Białego Domu deficyt budżetu może sięgnąć w tym roku 1,8 bln dol., co wymagać będzie ogromnych emisji długu. To zrodziło obawy przed wzrostem inflacji i doprowadziło do znaczącego przyspieszenia w ostatnich tygodniach trwającej od początku roku wyprzedaży papierów skarbowych zarówno w USA, jak i na większości rozwiniętych rynków.
Na polskim rynku dużym problemem jest zahamowanie akcji kredytowej przez banki. Wyłączając wpływ wzrostu kursu euro i dolara w I kw., dynamika udzielania kredytów spadła niemal do zera. Z informacji NBP wynika, że banki nadal zaostrzają kryteria kredytowe, a tendencja ta może się utrzymać w kolejnych miesiącach.
Niestety, w kryzysie pogarszanie się sytuacji w gospodarce przekłada się na trudność w oszacowaniu ryzyka kredytowego, a pogarszająca się sytuacja finansowa firm wpływa na spadek jakości portfela kredytów. Dodatkowo polskie banki w okresie dobrej koniunktury wypłacały duże dywidendy i dziś nie mają odpowiedniej „poduszki” kapitałowej. Aby bezpiecznie zachować wskaźnik wypłacalność na wymaganym przez NBP poziomie, muszą stopować wzrost kredytów. Sytuacja wydaje się paradoksalna: banki udzielają niechętnie pożyczek, kiedy pożyczki te są najbardziej potrzebne, oraz odwracają się od tych firm, które najbardziej potrzebują wsparcia finansowego.